Page 78 - 36_LiryDram_2022
P. 78

  niesamowitego. Coś, czego już chyba żaden poeta współczesny nam dziś nie dostarcza. Może jednak się mylę...? Może to tylko złu- dzenie? Sklonowany byt oczekiwań i tęsknot. Moich jako odbiorcy.
Wiele spraw poruszono w tych świetnych wy- wiadach. Nad wieloma ciężko przejść obojętnie, do porządku dziennego. Pokazuje nam Marek Wawrzkiewicz, jak z „inżynierów ludzkich dusz” poeci stali się w swych organizacjach... żebra- kami. Opowiada nam prawie bajki. A jednak doskonale wiemy, że to prawda, że rzeczywi- stość skrzeczy za rogiem i strach się bać. Wy- wiad z 2015 roku:
„Z badań wynika, że w minionym roku zaled- wie 19 procent rodaków kupiło przynajmniej jedną książkę. Ale czy ją przeczytało? Jesz- cze nie tak dawno książka była dokumentem kultury – teraz stała się prawie wyłącznie to- warem. (...) Katastrofalnie obniżyły się gusty czytelników (...)”.
Tak, tak. Marek Wawrzkiewicz nie unika trud- nych tematów. Z właściwym sobie spokojem je ujmuje. Opowiada między innymi o sporze, czy już może tylko podziale środowiska na ZLP i SPP. Właściwie używa argumentów, pokazuje różne aspekty tej sprawy, daje do myślenia. Na- prawdę, powiem to bez ogródek – cieszmy się, że możemy mieć tak mądrego prezesa w śro- dowisku literackim. Wszelkie bowiem stowa- rzyszenia twórcze dziś wydają się przeżytkiem i zamieniają się w „kółka różańcowe”. Ich rola i ranga wraz z upad – kiem czytelnictwa i spo- łecznej percepcji słowa, lektur oraz samego pisarza stała się rolą kurnika, w którym skry- wają się przed złą nocą życiowi nieudacznicy, dziwolągi i wszelkie efemerydy, które sądzą, że muszą coś napisać, bądź też przeczytać, że to ich życiowe powołanie, bądź Bóg wie, jak ważna rola. Niechaj im ziemia lekką będzie.
I właśnie być może trwamy i scalamy się dzię- ki takim „prezesom”. Bo Wawrzkiewicz jest bardziej poetą niż prezesem. To jest jego po- wołanie. A kiedy poeta bywa prezesem, to jest bardzo ciekawie. To, rzecz jasna, żart. Żyjemy w czasach dla sztuki bardzo trudnych. Nie- którzy nawet mawiają, że w czasach podłych. To czasy pustynne. Wyjałowione. Czasy – nie bójmy się słów – barbarzyńców. Marek Wawrz- kiewicz na ich tle wcielił się w komiczną rolę Don Kichota, bo nie miał wyjścia. Tyle że to nowoczesny Don Kichot – nie walczy (walcząc jednak), nie widzi wiatraków (widząc młyny oraz młynarzy), nie postradał zmysłów (a je- dynie postradał płonne nadzieje), no i – po- wiedzmy szczerze – ciężko o Sancho Pansę z prawdziwego zdarzenia...
Marek Wawrzkiewicz stał się po prostu „po- mostem” między przeszłością, Iwaszkiewi- czem a pejzażem, w którym przyszło nam żyć i tworzyć. Spełnia tę funkcję naprawdę godnie. Warto się nad tym zastanowić i po- myśleć, co by było gdyby...
Niestety to, jak wszystko, nieuchronnie na- stąpi. ZLP i SPP to organizacje, które trawi powolna, nieustanna i miarowa – bardzo wol- na, wręcz niezauważalna agonia. Możemy po- dziękować Państwu Polskiemu oraz wszelakim władzom. Z obydwu stron barykady. Dzięku- jemy prezydentom, premierom, ministrom. Dziękujemy za to, że tak dbają o kulturę, sztu- kę i nasz byt. A kiedy widzę taką „sztukę” – jak nie przymierzając: ministra, premiera czy prezydenta – to i ciężko „zachować kulturę”. „Oj, daleko nam od tej szosy...” (To cytat z serialu „Daleko od szosy”). Możemy też po- dziękować sobie samym. To już jednak cał- kiem inna opowieść...
źródło: Andrzej Walter, Zaginiony świat, „AKANT” 2017, NR 8, 20 sierpnia 2017
76 LiryDram lipiec–wrzesień 2022
fot. Marlena Zynger

























































































   76   77   78   79   80