Page 48 - 31_LiryDram_2021
P. 48

  Bursę: Doprawdy, nieraz zapytuję się, komu zależało na zbudowaniu tak ogromnej machi- ny / z architekturą, wojskiem, prawem i prze- stępczością, / żeby mnie, / osobiście mnie nękać. U Orlińskiego jest nieco mniej patosu (zmieniło się poetyckie otoczenie), rozdraż- nienie jest mocniej powściągane przez ironię, a efekt humorystyczny osiąga się nie przez posłużenie się parodią, lecz przez odwołanie do szczegółu. Niemniej temat jest w zasadzie ten sam. Powtórzę: chodzi o podmiot, który jest na skraju wytrzymałości. Pytanie tylko: czy jest to podmiot indywidualny czy zbiorowy?
Z pozoru wszystko skłania nas, by opowie- dzieć się za pierwszą z powyższych możliwo- ści. Ostatecznie przemawia tu „ja” pojedyn- cze, nawet jeśli nie do końca siebie świado- me, niepotrafiące powiedzieć, czym napraw- dę jest (charakterystyczne jest owo „czym” w miejscu, gdzie spodziewalibyśmy się ra- czej „kim”), to przecież występujące żarli- wie w swojej sprawie. Jednak wnikliwa lek- tura wiersza rodzi wątpliwości. To „ja” jest bowiem zbudowane z tego (powtórzmy), co powszednie i powszechne, co aktualnie sku- pia na sobie uwagę, wreszcie – co jest tro- chę modą, trochę obyczajem, rytuałem, mo- że nawet współczesną religią. Lęk przed roz- pędzonym samochodem, rozwścieczonym psem czy powietrzem, które zabija, jest tyleż „mój”, co wspólny, podobnie jak wiara w to,
że znaleziona na schodach moneta przynosi szczęście. Wyjazd na offowy festiwal czy wy- bór Davida Bowiego to może rzeczywiście re- medium na indywidualne kryzysy, ale bardziej znak wysłany wspólnocie mającej podobne potrzeby i podobny światopogląd. „Trzeba się ratować”, zdaje się mówić bohater tego wiersza. Tyle że – no właśnie, skąd miałby nadejść ratunek? Opisywany świat nie ma metafizycznego oparcia, musi sam sobie wy- starczyć. Strach o życie leczy się konsumpcją, a niepokój o przyszłość zbiorowości – uciecz- ką w miejsca, gdzie można spotkać kogoś, kto myśli i czuje tak jak my.
W tym wszystkim dziwi brak jednego elemen- tu: protestu. Można odnieść wrażenie, że tu się dowcipkuje, zamiast krzyczeć. Ale czy rze- czywiście? A może cały wiersz jest protestem? Pełną goryczy kpiną z własnej i jednocześnie zbiorowej bezczynności? Wskazywałby na to wybór formy. Wiersz wcale nie musi być jej degradacją i chyba w zamyśle poety nie jest. Sensu wiersza nie da się sprowadzić do gry- masów. Oto świat (przywołam metaforę Ti- schnera), w którym kręcimy się jak na targo- wisku, biegając od jednego straganu do dru- giego. Czy będziemy czekać, aż ktoś uwolni nas od targowiska, czy też sami spróbujemy się z niego wyzwolić?
(„Znak” nr 1/2018)
46 LiryDram kwiecień–czerwiec 2021





























































































   46   47   48   49   50