Page 65 - 05_LiryDram
P. 65

P od koniec kwietnia powstała na kultu- cją bardów, mówiących ze sceny o polityce
ralnej mapie Krakowa nowa inicjatywa teatralna. Agnieszka Chrzanowska, wystę- pująca do tej pory na scenach Piwnicy pod Baranami, Alchemii oraz Teatru Piosenki w Centrum, zainaugurowała swoim recita- lem działalność Radiowego Teatru Piosenki, którego jest dyrektorem artystycznym. Radiowy Teatr Piosenki Agnieszki Chrza- nowskiej kontynuuje działalność oraz linię programową Teatru Piosenki w Centrum, którego głównym założeniem było prezen- towanie szerokiej publiczności piosenek na wysokim poziomie literackim i interpreta- cyjnym.
Chrzanowska przyzwyczaiła już swoją pu- bliczność do stałego (wysokiego) poziomu wykonywanych przez siebie kompozycji. Równie wysokie wymagania stawia wobec artystów zapraszanych przez siebie do Te- atru Radiowego. Są to wykonawcy, którzy samodzielnie tworzą swój repertuar, sami piszą swoje teksty lub komponują muzykę. Dla Agnieszki Chrzanowskiej, która wybiera zespoły i wokalistów, najważniejsza jest świa- domość tekstu, charakterystyczny styl wypo- wiedzi, gdy artysta chce większych emocji i głębszego wyrazu, niż podczas wykonywa- nia pisanych na akord piosenek o wszystkim i dla wszystkich. Wykonawca musi umieć nawiązać kontakt z publicznością, musi być w pełni przekonany o tym, co chce powie- dzieć swojemu słuchaczowi.
Andrzej Bienias, razem z zespołem Stowa- rzyszenie Konstruktorów Słów i Dźwięków, jest najlepszym przykładem związku poety- -muzyka-aktora z wykonywanym przez siebie utworem artystycznym. Nic do ukrycia – tytuł koncertu, a także towarzyszące mu zapowie- dzi, przywoływały skojarzenia z polską trady-
i współczesnej kondycji społeczeństwa. Ist- niało zagrożenie przewidywalnych tekstów o pokoleniu JP2 i supermarketach otwar- tych w niedzielę. Ale... czasami na scenie dochodzi do zdarzenia, które odbiorca pod- świadomie zaczyna wchłaniać, nie poprzez układ nerwowy, recepcyjny, ale przez skórę. Słowa, które komponują się w teksty Andrze- ja Bieniasa należą do tych, których słucha się w skupieniu i zrozumieniu. Jego mocny głos nie daje się zbyć nieświadomym potak- nięciem. Takim głosem mówi się wszystko wprost. Jest w nim coś z ostatnich występów Włodzimierza Wysokiego, gdy już ze wzmo- żoną świadomością śpiewał o koniach naro- wistych gnających w przepaść. W tę przepaść zdaje się czasem gnać głos Andrzeja Bienia- sa, jest w nim ten sam żar. Żar schłodzony zaraz przez dowcipny komentarz, dopowie- dzenie, by wszystko, co dzieje się na scenie, nie było tak „bardzo serio”. Odrywając się od rzeczywistości sceny, zaczynamy analizować. Powracać do myśli, że czego byśmy nie zrobi- li, to i tak wszyscy jesteśmy równi i podobni do siebie – bez znaczenia po której stronie rampy stoimy. Wokalista prosi nas, byśmy nie dali się „wkręcić melancholii”, kiedy pierwsza kropla uderzy w szybę.
W pewnym sensie koncert przeznaczony był tylko do wewnętrznego odbioru. Oczywiście padały pytania o istotę człowieka i cały ten ge- netyczny błąd bycia Polakiem, kiedy zamiast samemu się umyć, dajemy innym mydło. Smutna, mesjanistyczna Polska z nienawiścią w oczach. Żal, trochę jak z Masłowskiej – na- wet w Czechach są Czechy, a tylko w Polsce jest Polska. A przecież nad tą Polską też widać niebo. Pozostaje pytanie z zapowiedzi Andrze- ja Bieniasa: tylko niebo, czy aż niebo?
październik–grudzień 2014 LiryDram 63


































































































   63   64   65   66   67