Page 43 - 19_LiryDram_2018
P. 43

obłęd
wierzę że należy pospiesznie zapisywać zadrapania ciernie i mszyce na gałęziach zimnego lasu ponadto was zgromadzonych przy
skrzącym
ognisku tak rozpoczniemy jesień i resztę czasu który dyktować będą wyloty pszczół z wilgotnych uli przy tych szeptach przychodzą mi na myśl drżenia alkohol odwiedzanie cmentarzy żegnanie bliskich i obłęd kiedy dzieci otaczały na ścieżce jadzię spod lasu (noszącą w sobie
chorobę) pamiętam ich wrzask jadziu pokaż konika pokaż konika ale bywały noce kiedy wszyscy byliśmy tacy sami kiedy
dla wszystkich psy wyły ten sam strach
dom
był czas kiedy przyjmował nas jak obcych oddalonych a przecież łączyły
nas tajemnice trzeszczenia podłóg monety wpychane pod boazerię święte
obrazy dymiona pełne winogron a jeśli alkohol to i strach tytoń opary dymu sosnowe żerdzie pod ścianą i zwierzęta znoszone z pobliskiej stodoły ich ślepe pyski pergaminowa skóra a to?
szmery jałowców krwawnik przykładany do ran i nocne narracje które dyktował jørgen moe baśnie baśnie
proch
zimne wieczory sprowadzały ich do naszego domu ściągali w sieni ciężkie buty wypijali mocne herbaty wolno wypowiadali zachrypnięte słowa mrużąc przy tym oczy jakby światło wprowadzało zamęt mówili o śmierci jakbyśmy tego potrzebowali (podobno jej czystą odmianę przywieźli z gorącej libii znad chalidż surt) spracowanymi dłońmi strzepywali do doniczek popiół wieczny proch wychodzili nagle
zacierając ręce jak złodzieje z bogiem rzucali na progu dawało nam to niespokojny sen przerywany przez trzeszczenie podłóg bezdech i pragnienie które jeszcze nas dławi
kwiecień–czerwiec 2018 LiryDram 41


































































































   41   42   43   44   45