Page 89 - 12_LiryDram_2016
P. 89
czas polskiej trasy tej wspaniałej wokalistki. Towarzyszyło temu wiele prześmiesznych zdarzeń. Sama Stacey jest niezwykle ciepłą i serdeczną osobą. Pamiętam, że był to czas w moim życiu, kiedy wydawało mi się, że to, co robię, to po prostu świetna zabawa, chyba nie traktowałam tego wszystkiego na poważnie. Dziś jest zupełnie inaczej. Dziś też inaczej podeszłabym do takiego wy- darzenia, ale wtedy... ech, po prostu było zabawnie...
Mimo wielu lat na scenie masz na swoim koncie dopiero dwie płyty...
– Pierwszą płytę pt. Wyspa zaczęłam na- grywać w 2008 roku. Ukazała się w 2010. Kiedy dziś jej słucham, a robię to rzadko, słyszę niewinną, bardzo młodą kobietę. Kilka tekstów napisałam sama, kilka zosta- ło mi podarowanych. Dwa, instrumentalne, należą do Krzysztofa Dysa, niezwykłego pianisty, który przez jedenaście lat towa- rzyszył mi na scenie. Był moim nauczycie- lem i przyjacielem. Niedawno nasze drogi się rozeszły. Cieszę się, że na płytach, które wydałam, jest zapis tej więzi muzycznej, która nas łączyła.
Wracając do Wyspy, jest tam kilka piose- nek, które naprawdę lubię. Kundera, Ko- łysanka dla dziewczynki i Kołysanka dla Mani. Ta ostatnia jest dedykowana mojej córce, która, kiedy ją pisałam, miała dwa latka... No i znajduje się na niej wspomnia- ne przed chwilą Odchodząc Grzegorza Cie- chowskiego.
Równocześnie z momentem kiedy płyta Wyspa wystartowała – radiowa Trójka ją grała, a i nawet na liście przebojów były utwory z tej płyty – przyszedł pomysł, a właściwie wielka potrzeba nagrania
nowego materiału, który diametralnie różniłby się od tego, co dotychczas wy- konywałam.
Kołysanki na wieczny sen pojawiły się w moim życiu nagle, niespodziewanie i na wiele lat zadomowiły się w moim muzycz- nym świecie. To jest projekt, o którym pisać mogłabym długo, nie tylko ze względu na ideę, ale głównie na doświadczenie, któ- re zebrałam, podróżując po Polsce z kon- certami. Ten projekt to przede wszystkim ludzie. Ich historie. Opowieści. Traumy i ciężki los. To moje wyjazdy do Auschwitz. Medytacje na torach. To sny. Odkrywanie kart niełatwej historii. To w końcu zrozu- mienie, że za ciemnością Holocaustu jest światło życia, że gdzieś przed zagładą to- czyło się normalne radosne życie. O tym wszystkim śpiewam, a utwory te dedyku- ję zmarłym. Kołyszę pamięć o żydowskich miasteczkach i ich mieszkańcach. Za mną, podczas koncertu, wyświetlana jest pro- jekcja złożona z fotografii sprzed wojny. Ze zdjęć spoglądają na nas uśmiechnięci, szczęśliwi ludzie, uchwyceni w sytuacjach życiowych, podczas świąt, na wycieczkach, z dziećmi, rodziną, przyjaciółmi... I znów mnóstwo historii, bo przecież nie wszyst- kie z tych zdjęć są anonimowe. Wiele po- chodzi z albumu Firy Melamedzon, która wojnę przeżyła, której albumy ocalały. Firę odwiedziłam w Jerozolimie. Poznałam losy osób ze zdjęć. Wojenne i przede wszystkim przedwojenne.
Płytę nagrałam z wybitnym kwartetem jazzowym Soundcheck. Wydaliśmy ją w 2012 roku. Nakład był tak mały (1200 eg- zemplarzy – przyp. A.D.), że już od bardzo dawna nie ma jej w sklepach. Szkoda, bo to, w moim odczuciu, piękny materiał.
lipiec–wrzesień 2016 LiryDram 87