Page 123 - LiryDram_15-2017
P. 123

i marzenia dwojga istnień zwykła istnieć samoistnie zaginęły nasze dłonie
cantata de sal
uniosłam w myśli sól twego ciała celebrowałam jej smak zamysł zmysł z solnej materii powstawał pałac kryształ ciosany dotykiem chwil
budowla rosła w miarę istnienia
w czasie dziwacznym w cyklu bez dni ściany pęczniały su t się zmieniał kurczyły okna malały drzwi
w solnych komnatach oddech gorący drążył bezwiednie snuł się to szalał rzeźbił w przestrzeni byt wędrujący tworząc posągi kreował marazm
stałam bez ruchu naga wpatrzona wśród stalagmitów i innych brył śniłam o tobie śniłam tak o nas świat ginął w dali ledwie już ćmił
plotły się pnącza szkliste i słone składały w szczyty fale i kry patrzyły oczy łzami zamglone chwycił je stupor trzymał i kpił
dziw to nad dziwy niemoc tak wielka wśród ruchu soli wody i skroni
gdy woni ducha moc niepojęta
nie można ruszyć własnej swej dłoni
kwiecień–czerwiec 2017
LiryDram 121


































































































   121   122   123   124   125