Page 61 - 22_LiryDram_2019
P. 61
Wincenty Krasi ski
bez cienia kompleksu wchodziła w dysku- sje z najważniejszymi stanowiskami ide- owymi epoki (od Hegla po Böhmego, de Ma- istre’a i Schellinga), znalazła się na margi- nesie społecznego imaginarium. Oczywi- ście, w Polsce o sprawach ważnych wciąż mówimy XIX-wieczną dykcją. Być może właśnie dlatego spór Mickiewicza i Słowac- kiego został przekuty na materię interneto- wego mema. Zamiast romantycznego agonu – trochę śmieszne, a trochę nieśmieszne rap battle. Jakoś to rozumiem, tak w końcu kul- tura odreagowuje ciężar, który dźwiga każde kolejne pokolenie odbiorców.
Dobrze jednak, gdy bunt przyjmuje for- mę dialogu. Nie tylko z żywymi, lecz tak- że z umarłymi, których teksty czytamy w szkołach. To ci sami zmarli, których
Maria Urszula Krasi ska
nazwisk potrzebujemy, by ulice, skwe- ry, licea nie pozostały bezimienne. Dia- log z tymi, którzy odeszli. Właśnie takich dziadów potrzebujemy. Niekoniecznie od- świętnych, mistycznych, owianych au- rą spirytualizmu. Raczej dziadów, które zamiast uniwersalizować doświadczenie polskości, staną się choćby pojedynczą ni- cią między mną a człowiekiem, który żył, myślał, tworzył, kochał, bał się, ryzykował, miał nadzieję.
W innym wypadku każdy wieszcz prędzej czy później zostanie wysadzony z siodła. A ambasadorzy tego wszystkiego, co pol- ska kultura ma do zaoferowania, okażą się autsajderami. Świadkowie historii odej- dą w zapomnienie. Nie dotyczy to tylko Krasińskiego. Kolejka jest dłuższa – stoją
styczeń-marzec 2019 LiryDram 59