Page 56 - 3. Part ebook Andrzej_Rozbicki_PDF_Neat sept 9
P. 56

9. Danusia







                  Mądrzy ludzie mawiają, że za każdym suk-
           cesem mężczyzny stoi wyjątkowa, mądra kobieta
           i ja się z tym powiedzeniem absolutnie zgadzam.
           Gdyby nie Danusia, moja żona, z pewnością nie
           byłbym tym samym człowiekiem, jakim jestem
           dziś. Zdaję sobie sprawę, że życie z artystą nie jest
           łatwe - częste wyjazdy, koncerty, ciągłe stresy, po-
           mysły i wizje, które większości znajomych wydają
           się nierealne lub zupełnie szalone, ego trochę więk-
           sze niż przeciętne... a Ona zawsze była, zawsze jest.
           Cierpliwa,  wyrozumiała, wspierająca w trudnych
           chwilach, w momentach zwątpienia, które przecież
           zdarzają się każdemu.
                  Nasze drogi zeszły się latem 1976 w kra-
           ju, którego już nie ma - w byłym NRD, w Wander-
           munde, nad romantycznym, niemieckim morzem.
           Przyjechaliśmy oboje na obóz Almaturu - Danu-
           sia już po piątym roku medycyny na Wrocław-
           skiej Akademii Medycznej, ja w ostatniej chwili,
           na ostatnie wolne miejsce z Akademii Muzycznej
           w Warszawie. Po dwóch tygodniach się rozjechali-
           śmy - ja wróciłem do domu, ona została na kolej-
           ne dwa tygodnie aby pracować przy obsłudze tury-
           stów. A jednak coś się wydarzyło, coś wyjątkowego,   Nasz ślub odbył się 27 grudnia 1977 roku w Lubinie
           jedynego, bo nie zniechęciły nas nawet długie go- okulistycznym i w przyszpitalnej przychodni, przyj-
           dziny wyczekiwania na połączenie międzymiasto-   mując 30-40 pacjentów dziennie.
           we pomiędzy naszymi akademikami. Poprosiłem ją          Po kilku latach otrzymaliśmy większe, spół-
           o rękę w górach, w Zieleńcu, na zimowym obozie,  dzielcze mieszkanie, mieliśmy wtedy już telefon
           na który przyjechaliśmy bez nart i z którego chcia-  stacjonarny i garaż, w którym parkowałem traban-
           no nas z tego powodu wyrzucić. Kolejne lato minę-  ta, co wtedy, na polskie warunki, było dosyć luksu-
           ło nam wspólnie w Poczdamie, a w międzyczasie  sowe. Później, po kilkumiesięcznym pobycie w Ho-
           krążyły listy,  kartki pocztowe i tęsknoty.      landii, przyjechałem do Polski Peugeotem 304.
                  Po weselu zamieszkaliśmy w Wołominie             Po moim powrocie z USA zatrzymałem się
           koło Warszawy, gdzie prowadziłem Zakładową Or-   w Bremen - Danusia już tam była, czekała na mnie
           kiestrę Huty Szkła i miałem już swoje mieszkanie  z córką u swojego brata Jarka, który wyjechał z ro-
           (24 m2 na czwartym piętrze bez windy). Tu rok  dziną wcześniej. Nie minęło wiele czasu, a już pro-
           później urodziła się nasza córka Ania.           wadziłem niemiecką orkiestrę, a jej zaproponowa-
                  Żona  rozpoczęła  staż  lekarski,  a  następ- no pracę w niemieckiej klinice okulistycznej. Znała
           nie pracę i specjalizację z okulistyki w wołomiń- dobrze niemiecki, a studia ukończyła przecież we
           skim Szpitalu Powiatowym. Po ukończeniu specja-  Wrocławiu - w Breslau. Przetłumaczono nam doku-
           lizacji i zdaniu egzaminów pracowała na oddziale  menty i miała gotową niemiecką licencję do pracy

           238
   51   52   53   54   55   56   57   58   59   60   61