Page 24 - 24_LiryDram_2019
P. 24
metaforyzację całego tomiku, w scenopisach tych intryguje nacisk na celność przedstawie- nia, a także to, w co za pomocą jadowitych momentami volt poeta uzbraja bohaterów – głos. Być może to on sprawia, że bohatero- wie z cel zostają zawieszeni pomiędzy skrzy- dłem z bramą św. Piotra a tym z otchłanią piekielną, starają się zrzucić z siebie maski „obserwowanych”. Mówiąc, załamują obraz opowiadany przez narratora-reportera. Być może dopiero ten akt suwerenności, w obli- czu końca, zapewnia ocalenie. Formalnie wła- śnie część druga wydaje się najciekawszą se- kwencją poematu. Mimo kilku prześnionych bohaterów i rzucających się w ucho języko- wych łamańców rejestru nic nie wydaje się tutaj zbędne. Choć behawioryzmy celów są tu do realności nieco niedostrojone bądź też przesterowane, zarazem wszystko w tych mi- niaturach jest na swoim miejscu. Wawrzyń- czyk, starając się wytyczyć możliwe ścież- ki inspiracji fraz z ostatniego tomu, wskazy- wał szeroko na awangardę, wymieniając kilka kluczowych nazwisk, zarazem podkreślając umowność tych koneksji. Surrealność escha- tologicznych ewokacji z części drugiej istot- nie wysuwa Kaczanowskiego na czoło pele- tonu awangardystów, sam zmysł obserwacji jest jednak rozgrywany dużo bardziej konser- watywnie. Tonacja reporterskiej relacji i po- stawienie wszystkich kart na łaskawość wi- dzianego obiektu sytuuje mówiącego raczej gdzieś między obiektywistycznymi kawałka- mi wczesnego Charlesa Reznikoffa i zwró- conym ku proletariuszom imagizmem środ- kowego Williama Carlosa Williamsa. Zasło- na absurdu, porcja deformacji, ironii i dwu- znaczność moralna bohaterów sprawiają za- razem, że najwięcej tam samego Kaczanow- skiego.
Tomik zamyka poemat Zatłoczony korytarz miłości, w którym, jak napisał Jakub Skurtys, „szerując” go ze strony „artPAPIERU”: „Ka- czanowski pozamiatał”. I niech tak zostanie, to istotnie najmocniejszy punkt tomu, zara- zem najbardziej wyłamujący się z obserwator- skiego konceptu całości. Analogicznie w tym miejscu na tryptyku Memlinga widzimy potę- pionych trawionych przez piekielne płomienie. „Z piekła, w którym żyjemy” właśnie tytuło- wym korytarzem podmiot ewakuuje się, ści- skając drobną dłoń córki. Zatem to mała Alba wyrywa Adama (takie imię nosi również mó- wiący w wierszu) z trasy autobusu prowadzo- nego przez „pijaną, bezdomną kobietę”. Oca- leli. Co z resztą? Podmiot przyznaje, że sam „zapomniał dziewięćdziesiąt dziewięć procent swojego życia”. Być może to właśnie ten je- den procent pozwala przetrwać. Bohaterowie pozamykani w pamięciowych celach również ocaleli, przynajmniej od zapomnienia.
Wielki krach nie następuje, na pewno nie w biegu poematu. Apokalipsa zostaje zawie- szona. Może wydarza się cały czas, trwa nie- skończenie? Wiele się u Kaczanowskiego nie zmieniło. Mniej zwierząt i dzieci niż w po- przednich tomach, za to równie wiele gro- teski, ironii, absurdu i skoków w bok obiek- tywnej rzeczywistości. Dziwaczność, defor- macja, dekomunikatywizacja bohaterów. Czy nie odrywa to eschatologicznej akcji poematu zbyt daleko o pierwowzoru Memlinga? Ostat- nimi słowami wypowiedzianymi do małej Al- by przez ojca jest nieprzystające za bardzo do rejestru całego tomu wyznanie: „kocham cię, serio”. I to właśnie „serio” ostatecznie rede - niuje powagę całości, redukuje dziwaczność, skupia koncept. Powtórna, pokonkursowa lektura tomu utwierdza – Kaczanowski poza- miatał – serio.
22 LiryDram lipiec–wrzesień 2019