Page 58 - 20_LiryDram_2018
P. 58
56 LiryDram
lipiec–wrzesień 2018
Patrzę na fotogra ę
Patrzę na fotogra ę miasta, w którym się urodziłem, na jego bujne ogrody i kręte ulice, na wzgórza, katolickie dachy i na kopuły prawosławnych kościołów, gdzie w niedzielę śpiewają basy tak potężne,
że okoliczne drzewa chwieją się jakby szalał huragan;
długo patrzę na tę fotogra ę, nie mogę oderwać od niej wzroku, i nagle wyobrażam sobie, że oni wszyscy nadal tu żyją,
jakby nic się nie stało, wciąż biegną na wykłady,
czekają na pociąg, jadą niebieskim tramwajem,
z niepokojem patrzą w kalendarz, stają na wadze,
słuchają arii Verdiego i ulubionej operetki,
czytają gazety, które jeszcze są białe,
żyją w pośpiechu, w lęku, wciąż są spóźnieni,
są trochę nieśmiertelni, ale nie mogą o tym wiedzieć,
ktoś zalega z czynszem, ktoś się boi gruźlicy,
nie potra dokończyć rozprawy o lozo i Kanta,
nie może zrozumieć, czym są rzeczy same w sobie,
moja babcia znowu idzie do Brzuchowic niosąc
tort na wyciągniętych ramionach i one nie mdleją,
w aptece nieśmiały chłopiec prosi o lek na nieśmiałość, dziewczyna ogląda swoje małe piesi w lustrze,
mój kuzyn wychodzi do parku zaraz po kąpieli
i nie przeczuwa, że wkrótce dostanie zapalenia płuc,
niekiedy wybucha entuzjazm, w zimie żółte lampy
tworzą krąg bliskości, w lipcu muchy hucznie świętują
wielkie światło lata i nucą mroczne hymny,
zdarzają się pogromy, powstanie, deportacje,
okrutny Wermacht w twarzowych mundurach,
nadchodzi podłe NKWD, czerwone gwiazdki
obiecują przyjaźń, lecz są znakiem zdrady,
ale oni tego nie widzą, prawie tego nie widzą,
mają tyle spraw do załatwienia, trzeba
zdobyć węgiel na zimę, znaleźć dobrego lekarza,
rośnie zaległa korespondencja, blaknie brązowy atrament,
w pokoju gra radio, najnowszy nabytek, ale oni
są zmęczeni zwykłym życiem i zwykłym umieraniem,
nie mają na nic czasu, przepraszają za to,
piszą długie listy i lakoniczne kartki pocztowe,
wciąż są spóźnieni, beznadziejnie spóźnieni,
tak jak my, dokładnie tak samo jak my, tak jak ja.