Page 131 - 11_LiryDram_2016
P. 131

jak na starych, dobrych pogrzebach w rodzinnych krajach (ojców mamy po dziś dzień, a ojcowizny nie)
kiedy podmiejskie autobusy woziły kosze białych bułek, tych odświętnych darów dla rodzin zmarłych.
Tak właśnie jest na pogrzebie cioci Else. Bez której nasz ból pryska w oczy kapłanów jak wrzód.
Ciocia Else nigdy już nie powie:
„Zacznijmy tydzień od czystej umywalki”.
I czystego lustra w którym oddech jest jak znak od Boga. Smaczne są te bułeczki, kompas naszego losu.
Na lewo grzebie się mięsożerców, na prawo wegetarian, łatwo można przecisnąć się na środek i zniknąć,
ale gdy człowiek odejdzie, do którego morza ma wejść zarośnięty a wyjść z gładką skórą? Jak zostać sprzedawcą
bananów na plaży i więcej: jak wykrzyknąć
„Vitamins for Sex Machine!” O seksie i polityce
nie mówi się w obcym kraju. Historia jest jak karaoke:
powtarza to, czego życie nauczyło się z książek.
Po pogrzebie wszyscy pójdą na wyprzedaż do wielkiego marketu, żeby przebrać się po żałobie,
tylko my goli wciśniemy się do bagażnika Thule
na busiku cioci Else, spuścimy wieko,
chwycimy się za ściągacze na rękach i jak origami
na wietrze przy otwartym okienku my też polecimy,
nie wzwyż, ale w dół, w siebie, we własną krew,
na wzajemną wolność. Ciociu Else, ciociu Else,
każdy może uciec, tylko nie uciekinier.
kwiecień–czerwiec 2016
LiryDram 129


































































































   129   130   131   132   133