Page 47 - 07_LiryDram
P. 47

PONOWNY CHRZEST
Żeby ponownie się narodzić, trzeba przekroczyć swoją śmierć.
Piękni przyjaciele dawno odeszli – chwieją się ich miary wielkości. Tłumy dezerterów powtarzają slogany epigonów,
które czepiają się czasu i przestrzeni. Jedni noszą krzyże,
inni maski.
Jak pocieszenie!
Znów się pojawią nekrologi
i drzwi się zatrzasną przed nosem. Czy to zawiść losu?
KOCHALIŚMY SIĘ
Kochaliśmy się jak słońce w ziemi, z gorączką w oczach,
przy ogrodzeniu,
pod łukami okien,
w pokoju.
Byłaś płomieniem w moich ramionach, na pozór nieuchwytnym snem.
Uściski przypominały wiersze,
które ratowały od śmierci.
Błądziłem po zagięciach twego ciała, całowałem meszek łona,
wdychałem zapach skóry jak świtu.
Anioł stał obok nas
i trzepotał skrzydłami z rozkoszy.
WIOSNA
Znowu wiosna przybiegła jak Eurydyka. Dziewczyny rozsiadły się pod figowcem,
który kurczowo trzymał się własnego cienia.
Jedna zerwała niewielki liść
i przyłożyła do łona.
Pozostałe cieszyły się niewyżytym grzechem.
Dzień był rumiankowo-złoty.
Mężczyzna, który stał przy oknie, niecierpliwie błądził językiem po szybie, aż przestał widzieć obraz.
Skulił się jakby uderzony młotkiem rozkoszy.
ZWIERZENIE
Nie gubię się w myślach,
choć one wyją jak wilki, błyszczą jak kindżały Janczarów.
Mijające godziny
pozostawiają wyżłobienia nawet w cieniu.
Fałszywi przyjaciele, gdy porzucają milczenie,
kaleczą wargi uporem kamienia. Mogę wiele od nich się nauczyć.
Nie dbam o względy,
nie umiem uśmiechać się bez podejrzeń, ani śpiewać w plugawym rytmie.
Nie błagam o wieczność
i nie ufam każdej przepowiedni.
Radość i ból mnie ratują
i prawda – monogram w skórze.
kwiecień-czerwiec 2015 LiryDram 45


































































































   45   46   47   48   49