Page 63 - 07_LiryDram
P. 63
Krzyżacy tu w glebę wbili swe nagie miecze jak zęby wygłodniałych wilków.
Szwedzi swą nienawiść
wyryli na twarzy Madonny.
Od morza bursztynowego do harnasiowych Tatr wiatr hula jarmarcznym zgiełkiem.
Na gęślach jak diabeł rzewnie gra
i w czarnolasach przed słowiczym świtem milknie. Chochoł niczym wróżbita podchodzi pod strzechy, a kościelne dzwony wyprzedzają śmierć.
Ziemio wielkich poetów i chopinowych wierzb, łanów, maków i wiatrakowych pieśni.
Ziemio pól zielonych porozcinanych rzekami, w których flisacy utopili swe marzenia.
Tu w każdej wsi stoi misyjny krzyż,
dlatego wygnańcy jak ptaki powracają. Chłopska upartość w trzewiach tkwi,
a dane słowo ważniejsze od florena.
Myśli jak promienie słońca roztapiają śnieg, jabłka dojrzewają w dłoniach dziewcząt. Jeszcze dymy unoszą się lamentem matek, a biało-czerwony bandaż trzepoce
jak zagubione skrzydła aniołów.
Kraino mazurskich jezior
i kamieni ofiarnych,
co wrzosowe wianki wyplatasz
od litewskiego do pruskiego mostu.
Minęły dni gdy klęczałaś przed ołtarzem nieba. Już ucichło echo armat.
Spłacony dług za wolność,
a jeszcze gwiazdy układają się
w wóz Drzymały i kosę Kilińskiego.
Nadeszła chwila głębokim oddechem rozedrgać jankielowe struny
i po polsku zatańczyć poloneza.
Wtedy ludzka otwartość rozkurczy cugle życia, a ptaki przestaną kołować nad krzyżami.
kwiecień-czerwiec 2015
LiryDram 61