Page 15 - 26_liryDram_2020
P. 15

Skamandra, poetów II wojny światowej, przez grupę „Współczesności”, Orientację Poetycką Hybrydy czy Nową Falę – wskazu- ją, że w literaturze pozostają przede wszyst- kim wybitne jednostki, a kategorie socjolo- giczne mogą być co najwyżej pomocą w ich zrozumieniu albo przy szerszym opisie.
W wielu wierszach poruszasz tematy zwią- zane z określonymi grupami społecznymi, przypominasz losy zdegradowanych środo- wisk końca XX wieku, ludzi słabych we- wnętrznie, tragicznych wobec okoliczno- ści. Snujesz opowieść o chłopcach o dziew- czętach/ którzy polegli w drugiej połowie/ dwudziestego wieku. Pochylasz się nad subkulturą, w której liczą się wyłącznie narkotyki, oraz nad środowiskiem więzien- nym tamtych czasów. Skąd twoje zaintere- sowanie tym tematem?
– Tutaj dotykasz mojej twórczości sprzed czterdziestu i trzydziestu lat, czyli z czasów nieomal młodzieńczych i tzw. dojrzałej mło- dości. Po opublikowaniu pierwszego tomu wierszy pt. Samobójcy spod wielkiego wo- zu szybko stałem się poetą rozpoznawalnym dla towarzyszącej krytyki literackiej i kimś, o kim zaczęto opowiadać niestworzone rze- czy. Oczywiście w pewnym sensie sam się do tego przyczyniłem, bo żyłem mocno, krą- żyłem po Polsce, nie wylewałem za kołnierz i potra łem wdać się w niejedną bójkę. Ale moją pozycję ugruntował tom pt. Najnow- szy testament, za który otrzymałem Nagro- dę im. Andrzeja Bursy. W rodzinnej Byd- goszczy to był szok, że taki młody, mało znany poeta otrzymał nagrodę, którą wcze- śniej uhonorowano Barańczaka i Wojaczka, Kijonkę, Fabera i Kornhausera. Szybko też urosła armia wrogów i zawistników, którzy
chcieli mnie jakoś przetestować, a że był to czas, gdy miałem coś wspólnego z hipisa- mi, gitowcami i pierwszymi w Polsce ćpu- nami, stawałem się tematem wielu bzdur- nych bajań i przeinaczeń. Prawda była ta- ka, że literatura powstrzymała mnie przed ostatecznym wejściem do subkultur mło- dzieżowych, zostałem studentem polonisty- ki i na wszystko patrzyłem dwudzielnie. Już w latach siedemdziesiątych, gdy obwoła- no mnie przywódcą grupy chuliganów, sta- rałem się tonować zapędy moich kolegów i nie pozwalałem krzywdzić nikogo. Liczono się ze mną z powodu mojej tężyzny  zycz- nej, pamiętano, że trenowałem kulturysty- kę, karate i boks, że miałem stopień ratow- nika wodnego i zdobyłem żółty czepek. Nie umiałem szybko odejść od dawnych przy- jaciół i uczestniczyłem w ich grach i zaba- wach, ale coraz głębiej wnikałem też w po- ezję, zaczynałem pisać prozę i teksty kry- tycznoliterackie dla wielu periodyków. Po- koleniowi koledzy i koleżanki stali się dla mnie wdzięcznym tematem do obserwacji, a tworzone wiersze i opowiadania układały się w ciąg diagnoz socjologicznych. To by- ły traumatyczne doświadczenia, gdy stawa- łem nad otwartą trumną kogoś, kogo zna- łem wiele lat, z kim bawiłem się na podwór- ku, a potem spotykałem się na boisku czy w sali klubu sportowego. Patrzyłem na mar- twe ciała przyjaciół i zauważałem, jak zmie- niali się pod wpływem stężenia pośmiert- nego i jak szybko podążali w otchłań rozpa- du. Moja aktywność literacka i artystyczna nie podobała się wielu urzędnikom kultury i w 1986 roku sprowokowali oni sytuację, po której znalazłem się w bydgoskim areszcie. Napisałem wtedy nieco wierszy dokumentu- jących to, co wtedy czułem i co zobaczyłem,
styczeń–marzec 2020 LiryDram 13


































































































   13   14   15   16   17