Page 120 - 09_LiryDram
P. 120

i Marek zapomnieli przygotowanych wcze- śniej słów. On, od dawna małomówny, kompletnie teraz stracił mowę, ale ku swe- mu zdziwieniu poczuł, że powoli odzysku- je, zagrzebaną gdzieś w przepastnych za- kamarkach tłamszonej przez lata pamięci, swoją dawną tożsamość.
Sytuację rozwiązał malec, który, oderwaw- szy się od nóg ojca, śmignął do wnętrza mieszkania, pokrzykując wesoło:
– Niespodzianka, wujek! Święty Mikołaj psysedł!
Mały nosił jego imię. Ale nie to okazało się dla niego największą niespodzianką. Kie- dy wreszcie Iwona i Marek weszli do jego domu i kiedy zdołali wypowiedzieć pierw- sze słowa, początkowe szalone napięcie między nimi opadło i sytuacja zaczęła się – nieoczekiwanie dla nich samych – powo- li rozjaśniać i klarować. Niczym na starym czarno-białym filmie, którego zużyta do granic kopia zachowała jedynie wyblakłe szare skrawki scen i którą teraz niedości- gniony mistrz skleja od nowa, nasycając świeżymi, mocnymi barwami.
Iwona wyciągnęła z torebki opłatek.
– Zaraz po świętach wracamy do Kanady. Tak trudno nosić w sercu tamten ciężar. Chcieliśmy się podzielić z Tobą opłatkiem. To dla nas bardzo ważne.
Jej głos drżał, a ciemne oczy wpatrywały się w niego z nienaturalną dla tamtej Iwo- ny, którą kiedyś znał, bezbronnością.
Kiedy odłamał swój kawałek, poczuł dziwne ukłucie w piersiach, jakby ciężki lodowy so- pel przebijał się z jego wnętrza, rozpływa- jąc na klapach starej zamszowej marynarki. To były jego łzy.
Nagle doskoczył do niego malec i ciągnąc za rękaw zawołał:
Beata Żółkiewicz-Siakantaris – dziennikarka, tłumaczka i pisarka mieszkająca i pracująca w Atenach
– Wujek, chodź do okna. Musimy posukać pierwsej gwiazdki. Bez Gwiazdki nie ma świąt!
Spojrzał na małego jak człowiek przebu- dzony nagle z głębokiego snu.
– Tak, bez Gwiazdy nie ma... – mamrotał pod nosem, dając się dziecku bezwiednie prowadzić do okna.
Przez chwilę nie śmiał spojrzeć w niebo, ale malec nastawał:
– Wujek, pats! Jest, jest! – podskakiwał ra- dośnie.
Spojrzał za palcem malucha. Niebo jaśniało blaskiem, jakiego dotąd nigdy nie widział. Światło promienistym strumieniem wle- wało się w jego oczy, przenikało wprost do serca. Światło Gwiazdy wypełniało jego du- szę. Tak, miał przecież duszę!
***
Stał jak zaczarowany. Stał i chłonął jasność. A blask Gwiazdy wirował wokół, unosząc jego myśli w nieskończoną dal...
118 LiryDram październik-listopad 2015


































































































   118   119   120   121   122