Page 20 - 22_LiryDram_2019
P. 20

– opłakiwałam w nim zbyt wczesną śmierć młodego człowieka, który jadąc rowerem na rozmowę kwali kacyjną, przewrócił się i umarł, zostawiając ciężarną żonę z ma- leńkim synkiem. To była ogromna trage- dia. Każde odejście za wieczną zasłonę jest dla bliskich trudne. Najbardziej wstrzą- snęła mną jednak śmierć mojego bliskie- go przyjaciela Ryszarda, który zginął tra- gicznie w mieszkaniu, płonąc razem z ty- siącami swoich ukochanych książek. Tro- chę to przypominało śmierć profesora Kie- na z Auto da fé Eliasa Canettiego, chociaż w tym przypadku nie ręka Ryszarda zapali- ła zapałkę. Napisałam wtedy wiersz Scytyj- ski kurhan. Utwór ten posiada taki ładunek emocjonalny, że do dzisiaj potra  wywo- ływać w czytelniku niepokojące odczucia, co niejednokrotnie mi mówiono. Poznański aktor Jan Janusz Tycner, który często czy- ta w radiu poezję, zaraz po przeczytaniu na antenie Radia Emaus tego wiersza za- dzwonił do mnie i pytał, co mnie skłoniło do jego napisania, bo on czytając, czuł ta- kie dreszcze, jak jeszcze nigdy dotąd. Cza- sem nasze bardzo silne emocje zamknięte w wierszu są wyczuwalne dla innych. Ni- gdy nie należy pisać o śmierci ot tak, bez przyczyny. Zdarzyło mi się raz, przed kilko- ma laty, że bez konkretnego powodu, sama nie wiem dlaczego, napisałam wiersz zaty- tułowany Umarłym poetom. Pisałam go na wakacjach na Krymie (to była wtedy jesz- cze Ukraina, jeździłam tam co roku), wyjąt- kowo padał deszcz i miałam szary nastrój. Ten wiersz jakoś sam pchał się pod pióro. Gdy wróciłam z wakacji, dowiedziałam się, że kilka dni wcześniej zmarł ukraiński po- eta Jurij Zavgorodnyj. Często przyjeżdżał do Poznania, lubiliśmy się, śpiewaliśmy
nieraz w duecie ukraińskie piosenki. A tu nagle umarł, w Ukrainie, i to wtedy, gdy pi- sałam tam wiersz o umarłych poetach. Nie, nie jestem przesądna, ale mam przekona- nie, że czasami myślenie kreuje rzeczywi- stość. Sprawdziło mi się to kilkakrotnie. Więc wiem, że o pewnych sprawach nale- ży pisać dopiero wtedy, gdy już się staną, nie wcześniej.
Od 2012 roku jesteś członkiem Związku Literatów Polskich. Działasz w oddziale poznańskim, jesteś w zarządzie. Jak wia- domo, ZLP ma długą tradycję i barwną hi- storię. Zaczęło się od Żeromskiego i Rey- monta (kontynuacja tradycji Związku Za- wodowego Literatów Polskich 1920). Ma- ło kto pamięta, że u zarania pomysłu był spór o markę ochronną, mającą chronić au- torów przed nadużyciami wydawców. Co myślisz o roli ZLP dzisiaj? Czy wciąż chroni autorów? Czy dba o ich interesy?
– Nie jestem już członkiem zarządu, od ty- godnia, ale oczywiście nadal jestem człon- kinią poznańskiego oddziału ZLP. Nasz od- dział ma długą tradycję i przewijały się przez niego naprawdę wielkie osobowo- ści. Dzisiaj na pewno zmieniła się rola i działalność Związku Literatów. Związek jako całość nie jest już tak nobilitującą in- stytucją, jaką był kiedyś. Może winą jest to, że na czele nie stoją już wybitni, po- wszechnie poważani pisarze, że życiorysy liderów rzucają cień na dobrą opinię o ca- łym Związku Literatów Polskich, decydują o tym, że jest źle, nieprzychylnie postrze- gany przez ogół społeczeństwa. Mam na- dzieję, że to się wreszcie zmieni, że ludzie, którzy nas reprezentują, będą tego godni, a my będziemy mogli być z nich dumni.
18 LiryDram styczeń-marzec 2019


































































































   18   19   20   21   22