Page 93 - 08_LiryDram
P. 93
Na przestrzeni lat spotkania miały róż- ny charakter. Początkowo odbywała się dwudniowa impreza z wieloma dodatko- wymi atrakcjami dla osób piszących i słu- chających. Uczestnicy wspólnie bawili się w Sali Obrad w Urzędzie Gminy, w Domu Ludowym, w przepięknej sali kominkowej pałacyku Głowińskich, w ciasnym, lecz kli- matycznym Klubie Rolnika (gdzie Wanda Czubernatowa przechadzała się pomiędzy poetami z gąsiorkiem, zawierającym na- pitek „na dodanie odwagi”), w nieistnieją- cym już hotelu „Rabianka”, w podziemiach przedszkola, a nawet na świeżym powie- trzu – poeci czytali swoje utwory przy ogni- sku na którym piekł się baran, a gospody- nie z Orawy częstowały ludzi pióra bobem z kapustą i miodówką. Często wiersze przerywała góralska muzyka, współgra- jąca z płynącym słowem. Nie było stałe- go terminu, kiedy odbywało się „Święto”. Wiosna, jesień, czasem zima... Dziś jest to zwykle ostatni kwartał roku.
Na pierwszych spotkaniach poetom towa- rzyszyli teoretycy literatury, którzy mówili o istocie poezji i warsztacie pisarskim, ale chyba nie wszystkim przypadło to do ser- ca: wprowadzało formalizm i deprymowało osoby, które pisały bardziej dla siebie i z tej racji bały się oceny napisanych tekstów. W latach osiemdziesiątych jeden z kryty- ków, słysząc taki nieporadny literacko tekst, skrzywił się i stwierdził, że Pegaza tu nie widzi. Ówczesny dyrektor GOK – Ryszard Klamerus – zripostował, że „nam wystarczy skrzydlaty baranek”. W taki sposób powsta- ło nieformalne godło „Święta”. Jednych za- skakuje, innych śmieszy. Jerzy Tawłowicz po pierwszym spotkaniu w Rabie ułożył fraszkę o rabiańskim Pegazie:
Trzeba mieć pomieszanie z poplątaniem razem
By barana ze skrzydłami nazywać Pegazem.
Jak wiem do tej pory to tylko w Rabie Wyżnej się udało
Gdzie indziej w bród baranów, tylko skrzydeł mało.
Skrzydlaty baranek znalazł swoje miejsce w nagłówku „Furcydła” – pisemka towa- rzyszącego imprezie (odbijanego w nie- wielkim nakładzie od 1988 r.). Przypadł do serca góralskim twórcom i od czasu do czasu pojawia się w prezentowanych wier- szach.
Pomimo że impreza zatraca nieco swój charakter, nie jest już tak swojska i atrak- cyjna jak pierwsze posiady – organizo- wane z rozmachem i ciekawą oprawą plastyczną, to wydaje się, że nadal jest po- trzebna góralskiemu środowisku twórcze- mu jako miejsce integracji. Z ust niektó- rych uczestników spotkań można usłyszeć opinię, że tylko w Rabie można swobodnie zaprezentować tekst, bez obawy, że ktoś krzywo spojrzy lub wyśmieje potrzebę tworzenia. A co najistotniejsze – jest to miejsce, gdzie nadal można usłyszeć gwa- rę w jej najpiękniejszej formie. To fanta- styczne tworzywo, pozwalające na wyra- żenie tego, co w duszy gra, na ekspresję niedostępną w języku literackim.
W Rabie można spotkać prawdziwych wirtuozów góralskiego słowa. Napraw- dę warto tu przyjechać, by wsłuchać się w teksty zabarwione poszumem halnego wiatru, kuszące miękkością świeżego sia- na, soczyste żarliwością góralskiego od- czuwania.
lipiec-wrzesień 2015 LiryDram 91