Page 95 - 08_LiryDram
P. 95
Jurek Tawłowicz z Pstrągowej, 2011
Goście z całej Polski oraz poeci. Wszyscy siedzieli razem. Nie było wiadomo, czy ta starsza pani ubrana po góralsku, która sie- dzi obok – to poetka czy gość? Czy ten pan w garniturze to przypadkowy turysta czy twórca wierszy?... Jurek był przy stoliku i prowadził. Reszta układała się sama. Kie- dy dzisiaj to wspominam, to łza się w oku kręci. Tak musiały wyglądać wieczory li- terackie w dawnych czasach, powiedzmy młodego Mickiewicza czy Słowackiego. Była radość czytania, dlatego że tego wie- czoru poezja nabierała dziwnej wartości. Słuchaliśmy swoich tekstów, a Jurek mó- wił, że trzeba nam chwili poezji, nie tylko sklepów, towarów, pieniędzy, polityki... I wierzyliśmy. Wreszcie nasze słowo mia- ło swój głos. Dlatego lubiłem tam przyjeż- dżać. Wreszcie odkryłem także siebie. Za- cząłem czytać teksty. Nie ja jeden. Takich osób było więcej. Pamiętam pewnego mło- dego piekarza z Warszawy, który zarywał
nockę i przyjeżdżał na spotkanie, by zaraz po nim wrócić do Warszawy. Był tylko przez jeden wieczór w Zakopanem i wracał. Nie- zwykłe. Ciekawe, czy jeszcze pisze...? Tak więc Jurek przemawiał do serc poetów. Ale przemawiał także słowami swoich wierszy. Jego liryka jest delikatna. Jest jak ta kropla w jaskini tatrzańskiej, które, zresztą, Jurek penetrował. Mała, niepozorna kropelka, a drąży twardą, odwieczną skałę. To nie- bywały fenomen. Jego wiersze przecież nie wywoływały rewolucji, nie ociekały krwią, nie walczyły ze wszystkimi. Myślę, że raczej ratowały wszystkich. Były i są jak najlepszy balsam na cierpienie. Mówiły najprostsze i najważniejsze rzeczy. Że dobroć, że góry, że drzewa i rzeki, że człowiek, ale że czło- wiek to dobroć, góry, drzewa i rzeki. Wyda- wało się to oczywiste, przynajmniej na jego wieczorkach. W swoim sztandarowym tek- ście – „Moje góry?” formułuje swoje prze- konanie poetyckie, a nawet i filozoficzne:
lipiec-wrzesień 2015 LiryDram 93
fot. R. Bonczar