Page 86 - 02_LiryDram
P. 86

wie, że jest ona możliwa tylko podczas wędrówki; z miejsc z których przybyliśmy, w miejsca do których zmierzamy. Wędru- jąc za poetą po „Zagrabkach”, napotykamy kolejne kamienie-wiersze, o zabarwieniu egzystencjalnym. Momentami tak przej- mujące, iż nie sposób przejść obok nich obojętnie. Należy do nich wiersz „Konina”:
Jest niedziela. Wczoraj trzeba było dorżnąć starą Baśkę, która jeszcze przed słabością i złamaniem pęcin dała radę zaorać kamienisty ugór za wsią [...]
A także: „Nie stać nas na Egipt”. Tu, w zderze- niu dwóch różnych światów, przegrywa małe miasteczko, a marzenia, o podróży do Egip- tu, iluzorycznie spełniają się tylko za pomocą teatralnej przebieranki, z plecionką sukienki z tataraku i przy zgoleniu głowy „na kapłana”. Jednym, pisana będzie daleka podróż, dla in- nych, atrakcją sezonu pozostaje na zawsze – dyskoteka. Jak łatwo daje się zauważyć, poeta nie stroni od tematów trudnych, nie zamyka się przed nami monotematycznie. Od haiko- wych skrótów, sięga do formy rozszerzonej, bliższej prozie poetyckiej. Przykładem takiej kombinacji jest kolejny wiersz: „Przy torach”. Bohater Milewskiego, w sposób traumatyczny personifikuje się z maszyną, która stanowi dla niego ważną część jego życia. Opowiada nam słowami poety, swoją historię:
Był wielkim parowozem z wagonami pełnymi
skrzydlatych pasażerów. Zanim wjechał w tunel
Bóg wykoleił mu tory i ułożył wygodnie przy szynach – jeszcze nie czas Kuba na Twoją drabinę
Mamy w tomiku niejeden taki istotny dla cało- ści kontrapunkt, którym jest symboliczna Ar- kadia, kraina uznawana przez poetów za miej- sce szczęśliwe, zbliżone do raju. Ale „w butach z Arkadii”, z supermarketu, do tego z wężowej skórki, nabiera ona dodatkowego znaczenia. Te dwuznaczne kuszenia, kolorowe imita- cje, iluzoryczne wikłanie się w liczbę imion, a gdzieś pomiędzy – „spacja w chmurach” na rozmowę z Bogiem, który zasiada po drugiej stronie kartki lub monitora. Poeta śmiertelny, a więc przemijający, usiłuje zmierzyć się z nie- śmiertelnością myśli, wyłamać konwencję „kracie”. Bóg wyczyści kiedyś pamięć serwera, zapisze na nim nowe pliki. Zbyszek Milewski o tym wie, dlatego polemizuje z Stwórcą, nie chce stać się jedną z liter klawiatury, chciałby jeszcze układać na niej całe akapity. Jednak to Bóg jest decydentem, pozwala na zapis, aż do wyczerpania atramentu z myśli poety.
Tomik zmyślnie zamyka wiersz „Po słowie”. Wielowarstwowa gra słów, podsumowująca historię miłosną, spinająca ją klamrą:
To jest jak kamień węgielny do małżeńskiej
pętli, gdzie wspólne zasupłanie. On lirycznie zaklina,
że będzie podmiotem ich wiersza. Ona po słowie
ograniczyła wszystko do znaku brzucha. I słowa
rozpisały się w zagrabkach – cygański romans
Takie też bywa często nasze życie; zaplątane, zasupłane. Wyrwanie się z pętli nie zawsze niesie za sobą upragnioną wolność. Tylko czas może wypolerować oksydę na szlachetnym kruszcu obręczy. Rozsupłać zaplątania.
84 LiryDram luty 2014


































































































   84   85   86   87   88