Page 36 - 06_LiryDram
P. 36

i niepowtarzalnych odmianach, które w swej tonacji oddawały piękno tatrzańskiej przyro- dy, jej dzikość, żywioł i majestat. Oddawały też góralską duszę i ducha ludu tej Skalnej Ziemi. Jej gry słuchało się z dreszczem unie- sienia, wzruszeniem, radością wolności, którą tchnęła, ale również z odczuciem nostalgii goniącej za czasem przeszłym, bo jak sama nieraz mówiła pod koniec życia: Płakać sie fce na tom góralscyzne ftoro teroz nastała. To granie tak po latach wspomina Antoni Kroh, wybitny etnograf i badacz kultury Podhala [5]: Była nie tylko pierwszą góralską kobietą – pry- mistką, ale i kompozytorką. Dziadońcyne nuty upowszechniły się i uważane są za pradawne. Miałem siedem, może osiem lat, gdy po raz pierwszy jej słuchałem. Uciekłem potem do drewutni, siadłem na pieńku i rozpłakałem się. Już nigdy muzyka nie zrobiła na mnie ta- kiego wrażenia.
W wieku 22 lat wyszła za mąż za Kazimie- rza Koniecznego i zamieszkała w Bukowinie Tatrzańskiej. Od tej chwili zaczęła grać na różnych imprezach, zabawach tanecznych i weselach, zyskując sobie coraz większą po- pularność. Wraz z utworzonym przy Domu Ludowym zespołem regionalnym wyjeżdża- ła na występy oraz festiwale organizowane w kraju i zagranicą. Wszędzie była podziwia- na i wyróżniana. Na konkursie kapel góral- skich w 1952 roku otrzymała tytuł najlepszej prymistki podhalańskiej. Zmarła 2 listopada 1968 roku. W ostatniej drodze na bukowiń- ski cmentarz towarzyszyła jej góralska kapela złożona z kilkudziesięciu muzyków z całego Podhala. Pamięć „Dziadońki” wśród lokalnej społeczności jest bardzo żywa. Od kilku lat w Bukowińskim Centrum Kultury „Dom Lu- dowy” odbywają się doroczne listopadowe spotkania muzyk góralskich połączone z kon-
kursem prymistów zatytułowanym „O Dzia- dońcyn Smycek”. Skupiają one szerokie grono wykonawców prezentujących bogac- two podhalańskich nut. Jest to także okazja do wspomnienia tych wszystkich, z którymi „Dziadońka” grała i których uczyła. Wielu z nich już odeszło, ale są jeszcze uczniowie żyjący. Na jej mistrzowskiej muzyce wzorują się też kolejne pokolenia, które śpiewają:
Ej, dyć se śpiywomy Sabały nucicki, bo nos naucyły Dziadońki gynślicki.
W ostatnim czasie, Bukowińskie Centrum Kultury wydało płytę z okazji 120 rocznicy urodzin Bronisławy Dziadoń – Koniecznej. Zawiera ona archiwalne nagrania znajdujące się w Centrum, a także w Instytucie Sztuki PAN w Warszawie oraz w Radio Kraków. Żywa pamięć o „Dziadońce” wśród górali jest związana również z cechami jej charak- teru. Była kobietą nietuzinkową. Jako młoda dziewczyna polowała w Tatrach na kozice i niedźwiedzie, łowiła pstrągi i łososie w rzece Białce, brała udział w zbójnickich wyprawach za bucki. Harda, prostolinijna i bezkompro- misowa, niewielkiej postury ale niezwykle silna, na weselach nosząca za jedną cholew- ką wysokich sznurowanych butów zbójnicki nóż, a za drugą pistolet, często przywracała do porządku awanturujących się weselni- ków. A przy tym była pogodna i otwarta ku ludziom. Nawiązując do uprawianych przez siebie profesji mawiała: Sto polowacy, sto ry- boków i sto muzykantów, to trzista dziadów. Potrafiła godzinami opowiadać o „minionyk casak”. Jej gawędy były pełne humoru i dow- cipu. Pamiętam, jak kiedyś zapytała: Cemuz to muzykanty cupkajom kie grajom? I jej od- powiedź: „Kie sie Pon Jezus narodziył i syćka
34 LiryDram styczeń-marzec 2015


































































































   34   35   36   37   38