Page 72 - 06_LiryDram
P. 72

historii Polski w Polski w pieśniach, po- cząwszy od legendarnego Lecha.
Wyjazdy do Europy Zachodniej zostały przerwane pobytem na Syberii (w Jadry- nie, Symbirsku) w latach 1863-1865, dokąd wyjechała „półprzymusowo”, towarzysząc ojcu na zesłaniu.
4 lata po przyjeździe z Syberii do Warsza- wy straciła rodziców. Osamotniona, za- przyjaźniła się z Eugenią Wolffową, żoną bogatego żydowskiego fabrykanta, osobą inteligentną, wrażliwą, ale nieszczęśli- wą w małżeństwie. Deotyma zamieszkała w tym samym domu co przyjaciółka. Przy ul. Królewskiej z sąsiadującymi pokojami. Przyjaźń ta ułatwiła towarzyskie stosunki Łuszczewskiej z asymilującą się inteligen- cją żydowską.
Na podobieństwo salonu matki odżył salon literacki Deotymy. W każdy czwartek dusz- ne od dymu cygar – (które Deotyma lubiła) – zasłonięte szczelnie kotarami, udekoro- wane rzeźbami bóstw greckich pomiesz- czenie, zapełniało się eleganckimi damami i wyfraczonymi mężczyznami, (strój obo- wiązkowy). Gdy hrabia ordynat Zamoyski z ciekawości chciał zajrzeć do salonu i po- słuchać „wieszczki”, nie został wpuszczony przez kamerdynera, bo nie miał stosowne- go krawata. To samo spotkało policmajstra Berga, który szybko musiał zmienić mun- dur na frak.
Około północy młody faworyt Deotymy, o urodzie efeba, Witold de Verbo-Łuszczyń- ski, podawał spragnionym bywalcom wodę z ponczem w pięknym, srebrnym naczyniu. A warto było posłuchać poetki i zobaczyć jak wpada w wieszczy stan.
Według wspomnień W. Gomulickiego: „Blada, zamykała oczy, chociaż nie wia-
domo jakim sposobem zawsze dostrzega- ła czyjąś nieuwagę czy... nie daj Boże... drzemkę”. Wybaczyła ten „nietakt” groź- nemu carskiemu wielkorządcy Królestwa, hr. Teodorowi Bergowi, który przyszedł na czwartkowy spektakl z policyjnej cie- kawości i powinności. Jego przyjście spo- wodowało wśród uczestników panikę, tym bardziej, że sfora Kozaków i Czerkiesów za- tarasowała wszystkie wyloty ulic, czuwając nad bezpieczeństwem satrapy. Ale groźny policmajster, ukołysany długim poematem, według niego niegroźnym politycznie, uciął sobie solidną drzemkę, potem szybko poże- gnał przerażone towarzystwo, uspokojony, że przy ulicy Królewskiej nic nieprawo- myślnego się nie dzieje.
A jak wyglądała sławna poetessa? Uczestnik literackich spotkań, C. Jankow- ski, tak wspomina: „We czwartek miała na sobie nieodmiennie suknię aksamitną, czarną, gładką z trenem, na pięknym biu- ście kolię z przepysznymi szmaragdami, także szmaragdy w uszach, czarną koronkę na wysokim z czoła uczesaniu”. A suknia i biżuteria przystrajały figurę niską, o obfi- tych kształtach”.
Deotyma, otoczona dworem podziwiają- cych ją i platonicznie zakochanych czwart- kowych bywalców, nigdy nie wyszła za mąż. Podobno matka oświadczyła jej kate- gorycznie:
– Jeśli chcesz zostać prawdziwą poetką, musisz na zawsze wyrzec się życia przeciętnej kobiety, o małżeństwo
i macierzyństwo muzy są zazdrosne.
– Chcę być poetką. Kapłanką muz. Nigdy nie wyjdę za mąż. Przysięgam.
– Dobrze – powiedziała matka. – Tylko
70 LiryDram styczeń-marzec 2015


































































































   70   71   72   73   74