Page 14 - 1. Part Ebook Andrzej_April 12 Rozbicki_08042021_Active
P. 14

Einar, właściciel farmy, oczywiście na po-  Byłem wtedy dwa miesiące po koncercie, reci-
           czątku oświadczył mi, że „nie ma roboty”, zgo-   talu dyplomowym w Akademii Muzycznej, więc
           dził się jednak abym nocował w jego budynku  kiedy dostałem instrument do wypróbowania
           gospodarczym. Codziennie grupa piętnastu osób  i udowodniłem, że umiem na nim grać, padła
           pracowała u niego w ogrodzie zrywając jabłka,  propozycja zagrania koncertu z orkiestrą w nad-
           a ja chodziłem od sadu do sadu po dwadzie- chodzącą sobotę. Okazało się, że etatowy fagoci-
           ścia kilometrów dziennie, aby usłyszeć kolejny  sta jest chory, a zastępca dojeżdża z Kopenhagi.
           raz: „nie ma roboty”. Po pięciu dniach zaczął  Oczywiście bardzo chętnie na tę ofertę przystałem
           padać deszcz i stali pracownicy nie przyszli do  i udałem się w poszukiwaniu fraka. Udało mi się
           pracy, a Einar miał tego dnia duże zamówienia.  znaleźć takowy, lekko używany, niestety dwa roz-
           Obudził mnie rano, zaoferował śniadanie i po-    miary za duży. Nie było czasu ma dalsze poszuki-
           wiedział: ”det finns arbete” - masz dzisiaj pracę.  wania, pospinano mi go agrafkami i frak spełniał
           Dostałem płaszcz z kapturem i wysoką dra- swoje zadanie. Na koncert przybył dumny Einar
           binę. Byłem najszczęśliwszym człowiekiem z rodziną informując znajomych, że Andrew
           w całym ogrodzie. Obok z zapałem rwała jabłka  jest również dyrygentem i pracuje u niego
           cała rodzina Einara. Ja natomiast biłem rekordy,  w ogrodzie ”bryten applen” - zrywając jabłka.
           przydały mi się wtedy bardzo lekcje dyrygentury,        Wkrótce orkiestra zaproponowała mi
           bo każda ręka zrywała owoce osobno i byłem  kontrakt i dobre pieniądze, ale moja wtedy narze-
           najwydajniejszym pracownikiem w sadzie.  czona, a dzisiaj żona, mieszkająca w Polsce, w roz-
           Muszę tu nadmienić, że praca w ogrodzie nie  mowie telefonicznej powiedziała to jedno słowo
           była dla mnie żadną nowością - w Polsce mie-     zmieniające nurt niosącej mnie rzeki - wybieraj.
           liśmy koło naszego domu sad. Kiedy gospodarz            Wybrałem. Skorzystałem z nadarzającej
           się zorientował, że jestem dyrygentem i fago- się okazji i zabrałem się samochodem z polskim
           cistą, który chce zarobić na swój  instrument,  małżeństwem do Berlina i dalej do Poczdamu,
           zaprosił mnie do domu na kolację. W salonie  gdzie czekał na mnie zamówiony wcześniej fagot.
           stało pianino. Od tego dnia codziennie pra-      Kupiłem bilet kolejowy do Warszawy w pierw-
           cowałem w ogrodzie przy zbiorach, a wieczo-      szej klasie, zawiesiłem w przedziale mój za duży
           rami jadłem kolację z moim pracodawcą i jego  frak, na półkę odłożyłem nowiutki instrument,
           rodziną, by zaraz po posiłku zasiąść do pianina. stare nuty i stroiki, aby nie płacić opłat celnych
                  Po tygodniu Einar wziął mnie do Filhar-   i oto byłem ”po drugiej kawie już w Warszawie”.
           monii w Helsingborgu w poszukiwaniu używa-              Frak bardzo mi się przydał - po prze-
           nego fagotu na sprzedaż.                         róbce  u  znakomitego krawca  w  Teatrze






















           „Panna Tutli Putli” Stanisława Witkiewicza z muzyką Stanisława Radwana w Teatrze Ateneum im. St. Jaracza
           w Warszawie. Scena zbiorowa: Andrzej Zaorski, Jacek Chmielnik, Marian Kociniak, Anna Seniuk, Lech Ordon,
           Jan Kociniak, Andrzej Rozbicki, Ewa Milde i Krystyna Borowicz. (Po prawej z Januszem Leszczyńskim)

           12
   9   10   11   12   13   14   15   16   17   18   19