Page 230 - Besson&Demona
P. 230

BESSON I DEMONA
Grabowski z Gniezna, Kazimierz Stawiński ze Starogardu, Jan Kowalski z Sierakowa, Kazimierz Guziuk z Białki, Józef Urbański z Janowa, Walenty Niedbalski z Braniewa, Jerzy Jaworski z Kozienic, Andrzej Osadziński z Bogusławic, Stanisław Przybylak z Po- sadowa, Wojciech Nosarzewski z Białki i ja z Mosznej. Z miejscowych w kursie uczestni- czyli: Marian Babirecki, Jan Man i Ireneusz Napierała oraz dwie panie: Romana Orłow- ska i Wanda Bortkiewicz (znałem ją z przedwojennych zawodów).
NASZA UZNAŁA, ŻE JEST MOJA
Zostaliśmy zakwaterowani w trzech pokojach na trybunie. Ponieważ nie by- ło tam prądu, więc został doprowadzony kablem przez niedomknięte okno. W nocy temperatura spadała do minus 20 stopni C. Mimo że piece były wieczorem gorące, rano można było w pokoju robić ślizgawkę. Każdy dostawał dzbanek z wodą, która miała wystarczyć na mycie wieczorne i ranne. Aby ta woda była nieco cieplejsza, sta- wialiśmy dzbanki na piecu. Nic nie pomagało – rano woda była zamarznięta do dna. Po dwóch czy trzech nocach znaleziono nam zakwaterowanie w mieście – w ośrodku sportowym. Warunki też były bardzo prymitywne, ale przynajmniej było ciepło i woda w ubikacji nie zamarzała. Od śniadania do wczesnej kolacji byliśmy na Woli, a wieczo- rem szliśmy na pętlę tramwajową i jechaliśmy do miasta.
Po śniadaniu przez godzinę jeździliśmy, potem były wykłady, po obiedzie prasówka i po- nownie wykłady. Każdemu przydzielono konia. Ja dostałem kasztanowatą klacz o imieniu Nasza. Na pierwszą jazdę osiodłałem ją w boksie, wyprowadziłem przed stajnię, podcią- gnąłem popręg i w szeregu czekałem na komendę: „Kolejno na koń”. Gdy przyszła mo- ja kolej, prawie cała Wola wyległa przed stajnię, aby zobaczyć, jak sobie poradzę. Byłem bardzo zdziwiony tym zainteresowaniem, nic bowiem nie wskazywało na to, aby miało się coś wydarzyć. I tłum gapiów spotkał wielki zawód – Nasza stała nadzwyczaj spokojnie, a ja bez przeszkód na nią wsiadłem. Potem dowiedziałem się, że łagodna przy mnie klacz miała paskudny zwyczaj: gdy siadał na nią obcy jeździec, szybko pozbywała się go barani- mi kozłami. Widocznie mnie uznała za „swojego”.
Podczas kursu jazda i skoki nie były zbyt interesujące, przeszkadzały mróz i gruda, na- tomiast wykłady mjr. Kona były bardzo ciekawe. Choć sam był uczniem Philisa i wy- rósł na maneżowym systemie jego szkoły, to potem stał się zagorzałym zwolennikiem naturalnego systemu jazdy.
WRZESZCZY WOJTEK PRZY DUPNIAKU...
Zważywszy na temperaturę, jaka panowała na dworze, wieczorem, po powrocie
do naszego kursowego baraku, dla rozgrzewki graliśmy w salonowca. Uczestnictwo było
– 228 –


































































































   228   229   230   231   232