Page 28 - Besson&Demona
P. 28

BESSON I DEMONA
Ja na Uroku III.
Tę fotografię zrobiono w Kielcach w 1934 r. podczas bardzo ważnych dla mnie zawodów.
Kiedy skończyłem je- denaście lat, nauka jazdy kon- nej rozpoczęła się na poważ- nie. Dostałem trzyletniego konia pełnej krwi po karierze wyścigowej. Niestety, miał dosyć trudny charakter, a ja byłem za słaby, aby nad nim panować. W dodatku obaj by- liśmy zupełnymi debiutanta- mi. Mój ojciec założył więc taki plan: po trzymiesięcznym tre- ningu i nauce wystąpię z nim na mityngu PZJ w konkuren- cji dla „młodego pokolenia”. Choć przychodziło mi to bar- dzo ciężko i często lądowałem na ziemi, ojciec był nieugięty i konsekwentnie kontynuował treningi, aż plan został zreali- zowany.
Prócz pasji jeździeckiej z oj- cem łączyło mnie zamiłowa- nie do łowiectwa, i to nie tyl- ko do polowań, lecz także do opieki nad zwierzyną i jej ho- dowlą. Wielkim źródłem przy- jemności było obcowanie z przyrodą. Ojciec był dosko- nałym myśliwym. Wśród ro- dzinnych opowieści chętnie przekazywano tę, jak w wie- ku młodzieńczym ze swoim
bratem Michałem zrobił zakład, kto strzeli więcej kuropatw. Każdy miał do dyspozycji dwadzieścia pięć nabojów. Podzielili teren polowania – jeden poszedł w lewo, drugi w prawo. Pierwszy wrócił stryj z dwudziesto- ma czterema strzelonymi kuropatwami, po chwili wrócił ojciec, mając dwa- dzieścia cztery kuropatwy i jeden niewystrzelony nabój (niestety, ja takiego rezultatu nigdy nie osiągnąłem). Te wspólne zainteresowania, pasje bardzo ułatwiały nasze stosunki ojcowsko – synowskie.
– 26 –


































































































   26   27   28   29   30