Page 83 - LiryDram_16_2017OK
P. 83
przeszłość i wprowadzić w niej zmiany? Czy mamy wpływ na własną osobowość? Czy możemy zycznie raz jeszcze przeżywać mi- łość i dokonać wielu zmian? Kordian wciąż stąpa po niepewnym gruncie, bada świat, ale bywa krytyczny w głosie i czynach. Przez pryzmat własnych doświadczeń. Kordian nie walczy z Bogiem, walczy ze sobą. Gdzie tra- ę, gdy przeoczę ślady własnych tropów? Alter ego ostrzega, doświadcza w dwójna- sób, bez skutku. Poezja jest mową uczuć, zwierciadłem życia i myśli człowieka. Twórca szóstego wrocławskiego Kordiana stawia na tekst. To największy atut spekta- klu – jego opoka. Słowa jak ptaki, wszędzie mają swoje gniazda. Niektóre tylko czasem opuszczają rodzinne lęgi. Sroka od pierw- szych chwil ujmuje sposobem postrzegania świata, zaraża, jest charyzmatyczny, zrów- noważony, daje aktorom okazję do wła- snych przemyśleń i odczuć, choć pierwsze czytania tekstu jeszcze o tym nie świadczą. Aktorzy szepczą, że „po bożemu”, że nie wiedzą, czy z tego, przepraszam za wyra- żenie, „bryku” da się w przyszłości złożyć coś godnego.
Tymczasem reżyser dyskutuje ze Słowac- kim, nie wykłócając się o metafory. Nie- jeden wybór, wybory bez końca, bo alter- natywy interpretacji w przestrzeni wolno- ści to siła prób i błędów oczywiście. Nie traktuje arcydzieła jako kolejnego pretek- stu do własnego tworzenia świata i prze- kazu swoich ideologii. Jest „ponadideolo- giczny”, „apolityczny”, uczciwy w stosunku do sztuki. Teatr jest bowiem tam, gdzie się dzieje. Jest taki jak ty i ja, i oni. Owszem, tworzy nową rzeczywistość, na pół senną, osadzoną w szczątkach ludzkiej świetności i zagłady. A pomaga mu w tym Sylwia Ko-
chaniec, utalentowana warszawska sceno- graf. Misternie buduje znaki, odcina świat rzeczywisty od sennego umowną czerwoną linią. Pozwala obserwować świat, uczestni- czyć w nim i nieprzypadkowo obsadza mło- dego Kordiana młodym Igorem Chmielni- kiem.
Spektakl Kordian, czyli panoptikum stra- chów polskich jest szczery. Możemy nie ak- ceptować języka tego teatru, wodzić sie na różne pokuszenia, kroić Słowackiego, wi- zualizować, mody kować, unowocześniać teatralne fundamenty, zgadzam się. Tyl- ko zadaję pytanie – po co? Przecież wejdę w świat śmierci spokojnie i bez bólu, daj boże łącząc się z Wielkim Umysłem, pust- ką. Szokująca w spektaklu jest prostota, a tak za nią tęsknimy. W sztuce szczegól- nie. Nie jest to arcydzieło, bo takie nigdy nie powstanie. Jest to droga, którą w nie- których przypadkach z bólem przyjęliśmy, a nawet odrzuciliśmy, wciąż tkwiąc w za- gubieniu, na skraju sztuki i tandety, hała- su świata, nadmiaru informacji i ich braku, na wpół żywi, permanentnie osaczeni stra- chem swoich błędów, wypaczeń i nieudacz- ności. Żywi, a przecież dawno temu mar- twi, bo tacy doskonali, że aż głupi.
W spektaklu reżysera Adama Sroki, autora scenariusza Kordian, czyli panoptikum stra- chów polskich mamy dwie postacie – Kor- diana Starego i Młodego. Obaj dopełniają się, chcąc być cząstkami jednego życia. Obaj podejmują szaloną wędrówkę do kresu swo- jej świadomości, aby oczyścić się ze swoich utajonych lęków, strachów i złych przeczuć. Te dwie postaci – Kordian Młody i Stary – to jednocześnie i jawa i sen, młodość i starość, narodziny i śmierć, miłość idealna i zhań- biona, ogień i woda, czyn i zapaść, dobroć
lipiec–wrzesień 2017 LiryDram 81