Page 68 - 43_LiryDram_2024
P. 68
66 LiryDram
kwiecień–czerwiec 2024
Elżbieta Musiał
Czwarty wymiar
„Mówię pochyloną cambrią”, 2024
A jednak ciało. Kulę się w sobie, aby nie stanąć w cztery oczy z patrzącym, który doskonale mnie nie widzi. Przymus bycia obiektem krępuje ręce. Jestem odrzuceniem. Jestem kłębkiem w swoim brzuchu, własnym dzieckiem,
które nie chce się narodzić, a wykluć się musi. Matką własnego ciała szukającego w sobie ujścia. I zagnanym w kąt zwierzęciem. Jestem rzeźbą i nie mam twarzy, choć nosiłam kiedyś szaroniebieskie oczy.
Nawet cień erotycznej przyjemności został odjęty. Teraz chowam wstydliwą krzywdę odrzuconej kobiety. Unieważnienie ciała to jest brak dotyku
w spotkaniu z Innym.
Sama nie mogłaś w to uwierzyć: wyparłaś ciało z rzeźby, a ono powróciło głodne, chłodne i bite. Mięso potrzebuje chleba, a z kromką krucho.
Ciemna piwnica, a może czarna dziura i głuchy głos zwrócony do ściany: Jestem matką – więc cierpię,
jestem rzeźbiarką – tym gorzej,
lepiej nie być kobietą.
Potem już tylko skrzypiące drzwiczki paleniska i w popiół obracałaś drewniane dzieci.
Przez chwilę było ciepło. On nie zrozumiał aktu rozpaczy. Grzał przy ogniu jedyną rękę,
bo drugiej już nie miał.
Na ołtarzu płonęła logika sztuki,
matematyczne rozgrywki z płaszczyznami
i przestrzenią, prysł prymat rozumu.
Proporcje 8 do 5 znowu się sprawdziły.
I nastała przestrzeń zimna, do której otworzyłaś za młodu ramiona. Wiało przez świat, ciebie, Innego i instalacje. Inny to jest ten bliski człowiek, który chciał cię zmienić w Takiego Samego. Zdejmował z ciebie ciało, jedyną różnicę.
Potem wiatr historii przyłożył rękę.