Page 69 - 43_LiryDram_2024
P. 69

Gdyby nie życie bajek o zmroku nad łóżkiem córki, milczenie i okładanie mężowskim szczudłem byłoby domem. Dopiero cisza nazywana martwą wyjawiła sprawę istnienia kobiety
u boku.
A był czas, że poprawiał ortograficzne po tobie,
wymyślał ci czapki i słuchał, jak powtarzasz po Luce:
„Różnica seksualna powinna realizować się w spotkaniu z Innym”. Od pierwszej lekcji nosiłaś w sobie zalążek nowego.
Radykalność otwierała bryłę na przestrzeń.
Kilka prostokątów wyciętych z kwadratu Malewicza
i jedna płaszczyzna falista. Coś z muzyki i matematyki.
I jeszcze kolor dla dematerializacji. Jedna blacha biała
odpływa, a obok niebieska dla rozbicia monolitu.
Lekkość na wskroś ukonstytuowana.
Najtańszą czerwienią rysuję usta, tak jak ty przed wyjściem z domu, aby nie być powietrzem.
Wiszę wbrew prawu ciążenia. Jestem owalnym kamieniem wspartym o pręt cienki jak nitka. Jedna z nieludzkich planet ludzkiego układu krążenia. Lewituję dzięki wyobraźni
i sprawdzam na sobie czwarty wymiar. Przez Euklidesowy już przeszłam i nie chcę tam wracać.
Wstąpiła we mnie nad wyraz odwaga.
O 10 lat wcześniej od samego Miro i Picabia. Centre Pompidou stanęło otworem. Vasily Kandinsky patrzył na rzeźby
jak na objawienie liczby. A ty brałaś nauki survivalu
w wychudłym krajobrazie i notowałaś pamięć
w szarym zeszycie. Czarne myśli lgną do szarego.
Brak emocji w rzeźbach. Może życie
przejrzało się w ich zwierciadle, może najpierw kochałaś za mocno na dobre, a potem złe przyszło. Może w cieniu Innego nie było łatwo.
Gdybyś poczekała jeszcze chwilę
ze swoją młodością. Twój czas teraz nastał.
Ciąg Fibonacciego to jest stroma piramida liczb,
na której nie spocznie serdeczny ptak. Pochłania go zaraz przestrzeń, w którą wnika
i która wsiąka w niego.
kwiecień–czerwiec 2024
LiryDram 67







































































   67   68   69   70   71