Page 55 - 34_2022_LiryDram
P. 55

U ojca adwokata książki od podłogi do sufitu. Miała w czym Maria rozsmakowywać się, po- przez lekturę pogłębiać swoją wiedzę, prowa- dzić rozmowy z ojcem intelektualistą do póź- nej nocy. To pogłębianie edukacji, pierwsze próby literackie i w miarę beztroskie życie trwało do śmierci ojca.
Później nastąpił ciężki czas, w którym poet- ka wykazała wyjątkowy hart ducha, przedsię- biorczość i umiejętność łączenia absorbującej pracy literackiej z pracą „na chleb”. Aby wy- żywić dzieci udzielała korepetycji i zamieniła mieszkanie na tańsze.
W czasie pobytu u ojca ukazał się jej pierw- szy wiersz Zimowy poranek w „Kaliszaninie”. Opublikowany nieśmiało, pod męskim pseu- donimem „Marko”.
No, bo przecież kobiety nie piszą wierszy, a je- śli tak, to są dziwaczkami, jak np. Deotyma, a ona żona i matka.
Drugi wiersz Idylla opublikowała już pod swo- im nazwiskiem w „Bluszczu” wychodzącym w Warszawie (w 1878 r.).
Jednak wiersz wysłała do redakcji pod mę- skim pseudonimem.
Zachowała się legenda – anegdota, dzięki któ- rej można sytuację odtworzyć.
Do redakcji „Bluszczu” przyszła drobna, szczupła, elegancka, ściśnięta w pasie gor- setem kobieta w czarnym ogromnym kape- luszu spowitym woalką. Spod ronda i na wpół odsłoniętej woalki wyzierała intrygująca twarz o pełnych, zmysłowych ustach, zadartym no- sku i dużych błękitnych oczach.
– Ja w sprawie wiersza Idylla – zaczęła cicho. Redaktor, przystojny pan z czarnym podkręco- nym wąsikiem i krótką, szpiczastą bródką, po- derwał się szarmancko. Ucałował wyciągniętą, szczupłą kobiecą rączkę, powyżej rękawiczki. – Wiersz małżonka?
– Nie, nie – zaoponowała żywo. – To mój wiersz.
– Pani? – szepnął niedowierzająco. – Ale wiersz Zimowe rozmowy wydrukowany w „Kaliszaninie” napisał „Marko”?
– To mój, mój, ale nie przyznaję się. To pierw- sza próba. Taka sobie lichota.
– Więc pani jest autorką? – powtórzył z niedo- wierzaniem. – Dobrze. Wydrukujemy.
Ale prawdziwy start literacki zapoczątkował trzyczęściowy poemat W górach, na który zwró- cił uwagę sam Henryk Sienkiewicz – „Litvos” przebywający wówczas w Ameryce. W „Gaze- cie Polskiej” nr 237 226 z 1876 roku w kolej- nym odcinku Listów Litvosa z podróży czytamy: „Co to za śliczny wiersz w numerze 29 „Ty- godnika” zatytułowany W górach.
Zacząłem czytać z lekceważeniem, jak wszyst- kie takie ulotne poezyjki, a skończyłem za- chwycony: (...)
Otoczyły mnie wkoło moje równie cenne Pasmem jednakim
Ale lecę sobie w krainy odmienne Umiem być ptakiem
Cały ten tak poczynający się wstęp sam się śpiewa jak jakiś mazurek Chopina. Ma wła- sną dziwną nutę, w której słychać szmer świerków górskich, kosodrzewin i odgłosy ligawek pastewnych. Jest tam echo zupeł- nie takie jak w górach. Pod wierszem zna- lazłem napis: Maria Konopnicka.
Nie znam tej poetki (...). Ta pani lub pan- na ma prawdziwy talent, który przyświe- ca przez wiersz jak promień światła przez mgłę. Tego górskiego słowika (...) chwalę (...) otwarcie”.
Redaktor Jenike wspomina, że Maria Ko- nopnicka przeczytawszy o swoim utworze w „Gazecie Polskiej” pióra samego Sienkie- wicza, wybiegła do ogrodu i zalała się łzami.
styczeń–marzec 2022 LiryDram 53














































































   53   54   55   56   57