Page 71 - 38_LiryDram_2023
P. 71
serce, żeby czuć. Nie zgodzić się? Mogła sta- wiać sobie to pytanie. Nawet mimo tego, że nosiła przy sobie zgodę na to, aby być dawcą. Postanowiła tak po wypadku Wojtka. Może jakiś inny Wojtek będzie gdzieś czekał. Takie posta- nowienie było prawie nie do pojęcia, sprzeczne z jej charakterem. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Ale jak widać, pozory mylą. Jędrek wykazał góralską twardość i powiedział Ance, że popiera decyzję matki.
Była piękna pogoda. Postanowili skorzystać z wiosennej oferty i pojechali motorem do Cho- chołowskiej. Motor zostawią i pójdą w dolinę na długi, bardzo długi spacer. Układało się między nimi coraz lepiej. Jak to będzie, gdy zostanie góralką? Będzie chodzić w kierpcach, założy spódnicę w kwiatowy deseń? Rozbawiła ją ta myśl. Szli dość żwawo, wciąż wyżej, upa- jając się pełnym tlenu powietrzem, zapachem lasu. Śnieg jeszcze leżał na szlaku, dlatego za- łożyli dobre do wędrówki buty. Udało się im dotrzeć aż do schroniska na polanie. Duże, z kamienia, kryte gontem. Roztaczał się stąd widok na wysokie góry. Poznawali je – Woło- wiec, Grześ i Łuczniańska Przełęcz. Zgłodnieli. Weszli do środka. Wzięli po kiełba- sie z musztardą i herbatę. Całą izbę wypełniali turyści. Próbowali rozmawiać poprzez otaczają- cy ich gwar. Gdyby nie Krystyna, Anka byłaby w pełni szczęśliwa. Wielokilometrowy marsz. I ten niebrzydki góral z fantazją. Dobry na dni poważne i radosne usposabiające do wypitki. – Chcę się wybrać do Krakowa na zakupy. Sa- ma, bo nie chcę żebyś łaził za mną po sklepach. Jędruś, wiesz, że mnie nosi. Pożyczysz motor? – Ale czy dasz radę? To długa i niebezpiecz- na droga. Przecież nie masz zbyt dużej wpra- wy. – Jędrek miał uzasadnione wątpliwości. – Nie zrzędź. Pożyczysz czy nie?
– Aniu, nie odmówię.
Jeszcze zanim Anka ruszyła w drogę, Maria da- ła jej znać, co postanowiła ostatecznie w spra- wie Krysi. Anka przeczuwała, że tak będzie. Była dobrej myśli. Pogoda sprzyjała. Słońce. Lekki wiatr. Zakupy w Wielkim Tygodniu były konieczne. Nawet, jako osoba wciąż jeszcze samotna, chciała poczuć wielkanocne sma- ki. Przygotowała się do wyjazdu jak należy. Przede wszystkim miała wystarczającą ilość gotówki. Już widziała, jak mile spędzi dzień w Krakowie. Bez pośpiechu, rozejrzy się po- rządnie, wchłonie atmosferę miasta. Jechała z przepisaną prędkością. Delektowała się mijanymi obrazami. Spokojna jak nigdy. Nawet coś pogwizdywała. Tak wygląda młoda kobieta w zespoleniu z maszyną i przyrodą. Już nie było daleko, jakiś czas temu minęła Myślenice. Droga była już mniej kręta, w sam raz na wiosenną przejażdżkę. Wielki Piątek, 10 kwietnia, ostatnia chwila na zakupy. Zapadła się myślą gdzieś w głąb siebie. Na uła- mek sekundy. I zobaczyła go z prawej strony. „Drań!” przemknęło jej. Zatrzasnęło się czarne niebo. W setnym dniu roku. W ostatnim dniu.
X.
Maria ocknęła się nagle, musiała zapaść w drzemkę. Nie była w stanie kontrolować własnych odruchów. Przypomniała sobie, że Janka późnym wieczorem, a w zasadzie mu- siało to już być nocą, powiedziała:
– Powinnam już iść. I ty nie siedź. Połóż się. Czas leczy, przecież wiesz. Bardzo długi czas... I wyszła, delikatnie zamykając za sobą drzwi. Spędziły razem wiele godzin. Wypiły całą bu- telkę wódki. Do dna.
Powoli podniosła nad stół głowę. Bolał ją kark. Poczuła zdrętwiałą rękę. Drewnianą. W oknie zauważyła różowiejący świt. Czyj?
styczeń–marzec 2023 LiryDram 69