Page 112 - 24_LiryDram_2019
P. 112

Odważny
starszy brat
w poezji
Krótki tekst na jubileusz 30-lecia pracy twórczej
Paweł Łęczuk
Jako że wszyscy poeci to jedna wielka ro- dzina, mogę śmiało powiedzieć, że Zbi- gniew Milewski to mój starszy brat w poezji.
I choć wypieram się wiary w astrologię, ezo- terię, numerologię i tym podobne perwersje spiskowe, to jednak widzę tu pewne analogie. Nie tylko literackie. Niby facet jest starszy ode mnie o dziewięć lat, jednak wbrew pozorom ja urodziłem się całe trzy dni wcześniej niż on. Zresztą spójrzcie na nas – kto tu wygląda od kogo starzej?! Ale do rzeczy.
Przede wszystkim eksperymenty
Milewski nie boi się zabaw z formą wier- sza ani językowych wariacji. Lubi przekrę- cać znaczenia słów albo tworzyć je na no- wo – zarówno te znaczenia, jak i same sło- wa. Najlepszym tego dowodem jest – w mo- im przekonaniu – najciekawszy jego tomik: Kiedy bogowie mają weekend. Ta książka została wydana w 2008 r. i zrobiła na mnie wtedy ogromne wrażenie. I chociaż od tam- tej chwili minęło jedenaście lat, to przekaz
książki pozostaje wciąż aktualny – czasem i prawem, wciąż rządzi śpioszek. Cały ten neolingwistyczny eksperyment widzę ja- ko bardzo mi bliski dykcyjny spadek po Bia- łoszewskim. To takie bardzo warszawskie spojrzenie na świat przez pryzmat dostrze- żonych dźwięków i bardzo indywidualnych obserwacji świata. To także osobność poety Milewskiego.
Po drugie osobność
Zodiakalne wodniki są zawsze osobne i za- wsze pod prąd. To nie zależy od naszej woli. Dla nas to naturalne. Nie mogłoby być inaczej także w naszej poezji. Milew- ski niby jest mentalnie związany z dykcją warszawską, jednak odstaje, czy może ra- czej odbiega od niej, by pobyć sam. Wraca do mrocznej niekiedy przeszłości, wybie- ga w przyszłość, a czasem próbuje mora- lizować i kpić. Wiele razy od wielu z was na tej sali słyszałem, że współcześni po- eci – szczególnie tzw. konkursowi – piszą
110 LiryDram lipiec–wrzesień 2019


































































































   110   111   112   113   114