Page 77 - 20_LiryDram_2018
P. 77
Jerzy Gnatowski jest przede wszystkim pejzażystą. Czy oznacza to, że artysta posługuje się pejzażem? Czy przenosi na płótno, jak to się w nowszych czasach zdarzało, jakąś wersję przyrody uproszczoną i wypreparowaną, jak gdyby wyjętą z atmosfery otrząśniętą
z jej wieloznacznych uroków? Czy może maluje „fantazje na temat” – widoki przetłumaczone na geometryczne szkielety albo na obrazy z innego świata? Jest zupełnie inaczej. Powiedziałabym, że pejzażysta Jerzy Gnatowski występuje
w roli świadka.
Gdyby nie wyrażał również w tak silnym stopniu swego umiłowania, jego obrazy byłyby dokumentami, gdyby nie były też wizją nasyconą treściami osobistymi. Przyroda ma tutaj indywidualność, własny wygląd: ziemia porośnięta lasem, polem
i łąką, omyta rzeką, naświetlona słońcem, nakryta niebem. Zdawałoby się zadanie skromne. Jednakże świadczyć prawdziwie i w zachwyceniu znaczy to – mówić
bez myśli ubocznych, bez naginania czegokolwiek. I tu zaczyna się trudność. Wyrażać trzeba umieć. Jerzy Gnatowski to umie. Jego środki techniczne, jak również niestrudzona wrażliwość sprawiają, że na jego obrazie rzeka jest mokra i chłodna, słońce grzeje, zieleń ma sto odcieni,
mgła faluje, a łąka pachnie. Gnatowski
to nieoceniony świadek w epoce, kiedy pejzaż naturalny towarzyszący ludzkości od jej zarania znalazł się w przededniu zagłady, którą podzielić z nim może jego gospodarz – człowiek. Jeżeli jednak jest tak, to dla kogo są te obrazy? Może dla demiurgów zbierających dokumenty na użytek Sądu Ostatecznego. Może jednak i dla nas, kochających Ziemię, a na niej mały, wielobarwny Kazimierz.
Maria Kuncewiczowa
Pejzaż jest spolegliwy wobec artysty, a ja czuję się bardzo zbratany z naturą. Do jej pokazania nie trzeba wielu środków. Wszystko jest kwestią naszego osobistego stosunku do tego, na co patrzymy.
Jerzy Gnatowski
Jerzy Gnatowski mawia, że malarz musi malować codziennie. Plenery urządza we wnętrzu samochodu, bo nie wyobraża sobie, żeby w intymnym procesie twórczym mogli uczestniczyć obcy
ludzie. Jest żywą wizytówką Kazimierza. W gwarze straganów z obrazami woli trzymać się na uboczu. Nie wystawia swojej sztuki na kazimierskim Rynku ani nie ma zwyczaju malować na żywo, na oczach gapiów.
Najbardziej zasłynął jako twórca pejzaży, na co wskazują zarówno jego wielbiciele, jak i krytycy. Trzeba przyznać, że one najtrafniej odzwierciedlają jego kontemplacyjny sposób pracy. Osiąga
w nich rzadko spotykaną harmonię dzięki prostym środkom – barwie i fakturze. Przez lata pracy tak wyważył proporcje między minimalizmem a umiejętnie dawkowanymi ornamentami, że za pomocą pojedynczych, wystających
z płótna punktów pokazuje, gdzie na łące rośnie mak, gdzie chaber, a gdzie rumianek. W arsenale barw opracował własny rodzaj bieli, która od jego nazwiska zyskała miano gnat-weiss. [...]
Samotność bardzo żywa. Retrospektywa Jerzego Gnatowskiego, Sylwia Hejno, „Kurier Lubelski”, 23 czerwca 2009
lipiec–wrzesień 2018 LiryDram 75

