Page 42 - 05_LiryDram
P. 42
Ten drugi, jaki podpisał mi na spotkaniu w Kielcach w roku 2001, jest jeszcze jed- nym, naocznym wprost, przykładem zma- gań poety z materią słowa. Naocznym, gdyż prócz tytułowego poematu i kilku wierszy zawiera zdumiewającą mnóstwem inge- rencji fotokopię korekty autorskiej. Ilość skreśleń, poprawek dopisków świadczy, że nawet gdy utwór zdaje się być gotowy, bo przeznaczony już do druku, praca nad nim wciąż jakby nie dobiega końca. Dany auto- rowi do przejrzenia wydruk komputerowy, najwyraźniej stał się pretekstem do pono- wienia dalszych prób udoskonalenia tek- stu. Na dodatek, porównanie zamieszczonej w książeczce fotokopii korekty z wydruko- waną wersją ostateczną (czy „ostateczną”, objawi wgląd w papiery pośmiertne) prze- konuje, że był to autorski wysiłek nie jedyny. A już na pewno nie ten ostatni przed decyzją o druku. Oto pod koniec fotokopii widnieje dopisana ręcznie data: 1950-2001, której w druku brak, a w innych miejscach dowo- dów na wcześniejszy wariant korekty można by przytoczyć wiele.
Szczególnie poruszają skreślenia i dopiski, czynione niespokojnym, niepewnym de- cyzji piórem. Tadeusz Różewicz – równie konsekwentnie jak kiedyś Jarosław Iwasz- kiewicz – nie korzystał nawet ze zwykłej maszyny do pisania. W długim wywiadzie, jaki przeprowadził z Nim przed trzema laty prof. Stanisław Bereś (przy współudzia- le Joanny Kiernickiej) – pomieszczonym w t. 1 Historii literatury polskiej w rozmo- wach, XX-XXI wiek (2003) – wyznał: „Należy zacząć od tego, że wszystko, co napisałem, było pisane ręką. W tym byłem bliski malarzowi czy rzeźbiarzowi. Ręka do dziś jest podstawowym narzędziem mojej
pracy. Wszystko oczywiście płynie z mó- zgu, ale ręka jest w pewnym sensie jego przedłużeniem. W pisaniu bierze udział cały organizm, włącznie z nogami, które teraz cierpną, a nawet niechętnie wspo- minanym siedzeniem. [...] W latach czter- dziestych i pięćdziesiątych używałem pió- ra. Napisałem kiedyś w jednym z wierszy, że moje pióro zamienia się w suchy paty- czek. Nie była to żadna przenośnia! Z tych wszystkich piór został mi jeszcze taki pro- sty patyczek z niedużą blaszaną obsadką, do której wkładałem krzyżówkę albo ron- dówkę. Pisałem wtedy atramentem. Bar- dzo często obok słów i liter napotykamy co pewien czas rysunek, jak gdyby ręka zsu- wała się na marginesie w jakąś linię, figu- rę geometryczną czy abstrakcję. Ponieważ druk w moich książkach jest jednobarwny,
40 LiryDram październik–grudzień 2014
fot. archiwum autora