Page 36 - LiryDram_15-2017
P. 36
duchów-zjaw. Ot tak, ze szczerą naiwno- ścią, jak podczas dziecięcej zabawy w wy- woływanie duchów. I brzmiał tragicz- nie w monologu Wielkiej Improwizacji, choć krył się za tym cały złożony dramat „ośmieszenia i apoteozy”, poniżonej py- chy człowieka zbuntowanego przeciw Bo- gu i ponoszącego za ten bunt konsekwen- cję upokorzenia.
W wywiadzie dla chętnie czytanej przez nas, młodych adeptów literatury, „Współ- czesności” Grotowski tłumaczył, że „nie chodziło o zabieg unowocześnienia klasy- ka – tym mniej o wyszydzenie konwencji romantycznej”, bo „nasze przedstawienie wynikło z fascynacji tekstem Mickiewicza [...] wyrażającej się nie tyle w pietyzmie, ile raczej w próbie wykorzystania [jego] możliwości dla teatru o ambicjach awan- gardowych”.
Pamiętam, że to uszanowanie dla słowa po- etyckiego mnie ujęło. Wreszcie coś wysłu- chiwane samo przez się znaczyło, dawało satysfakcję. I to nic, że w interpretacji by- ło – co zrozumiałe – podporządkowane ja- kiejś funkcji w założonej przez reżysera wy- kładni.
O mickiewiczowskich Dziadach Grotow- skiego dyskutowano w kawiarniach i na łamach czasopism. Polemizowano gorąco. Akurat w połowie 1961 szykowałem się do egzaminu wstępnego na studia poloni- styczne w WSP, poszerzały się moje kon- takty. Zyskałem nowych kolegów, którzy przyjechali do Opola z różnych stron Polski i zamieszkali w akademiku przy Katowic- kiej. Nie mieliśmy jasno wyrobionego zda- nia. Śmiała koncepcja teatru, całkowicie odbiegająca od scen tradycyjnych (przede wszystkim od Państwowego Teatru Ziemi
Opolskiej) przerastała nas, wydawała się skomplikowaną, trudną. I nie było w pobli- żu mądrych, by umieli wytłumaczyć, o co w istocie Grotowskiemu i Flaszenowi (kie- rownikowi literackiemu) chodzi. Uczestni- czyliśmy w konwersatoriach dla zaintere- sowanych, ale wydawało się nam, iż oby- dwaj w komentarzach do spektakli posłu- giwali się jak gdyby tajemnym szyfrem. A może sami, przecież wówczas młodzi, „docierali” dopiero założenia własnej kon- cepcji? Po dwóch latach, kierując kulturą w ZSP, zaprosiłem Grotowskiego do świe- tlicy akademika na dłuższe dysputy, prze- ciągające się nieomal do północy.
Ale, wracając do Dziadów, przedstawienie fascynowało swą niekonwencjonalnością w spojrzeniu na tradycję, dla której – wy- chowani w jej duchu – żywiliśmy wpojo- ny przez szkołę i kościół prawie kult. Jed- nocześnie pociągało i ekscytowało szarga- nie świętości, rewidowanie utartych prze- konań. Otwierały się nasze młodzieńcze umysły na to nowe, co było wciąż jeszcze dla nas intelektualnie zawikłane i niepo- chwytne.
34 LiryDram kwiecień–czerwiec 2017
................................................................... * Z wiersza przyjaciela Wiesława Malickiego Nagi z almanachu młodej poezji opolskiej
Próg (1967).