Page 33 - 26_liryDram_2020
P. 33
Ameryka i przemijanie
Przy pobieżnej, wstępnej lekturze amerykań- skiego tomiku Lebiody Bulwar Singera czytel- nik może się czuć odrobinę zdezorientowa- ny i skonsternowany. Poeta bowiem, opisując swoje amerykańskie doznania i doświadcze- nia, nieustannie mówi o przemijaniu i śmier- ci. Co jest zresztą lejtmotywem pozostałych części trylogii podróżniczej. Dlaczego jednak pisząc o kraju chyba najbardziej cywilizacyj- nie dynamicznym, kraju nieustannej zmia- ny i modernizacji, swobodnego rynku, poeta z uporem wraca do problemów przemijania i śmierci? W Ameryce tyle jest ruchu, auto- strad, nieba pełnego samolotów. Co u licha nakazuje w tym kraju snuć poecie re eksje o ludzkich ostatecznościach? Dlaczego myśli tyle o przemijaniu i śmierci na ludnych uli- cach amerykańskich miast? Poeta wyjaśnia to precyzyjnie w posłowiu do książki, które jest też diariuszem amerykańskiej jego po- dróży: „Wiele razy w moim życiu znalazłem się w miejscach i sytuacjach, które dawały mi szczęście, rozświetlały moją jaźń, ale też za- raz budziły smutną re eksję: Nie zatrzymasz chwili”. I tu jest ów poetycki pies pogrzeba- ny. Otóż Lebioda tym intensywniej przeżywa przemijalność świata, im większe robi on na nim wrażenie. Im świat jest piękniejszy, od- wiedzane miejsca fantastyczniejsze, tym bo- leśniejsze jest to, że człowiek w tym świecie jest śmiertelny i przeminie. Jak każdy rasowy artysta, malarz, poeta, muzyk, Lebioda sta- ra się ocalić piękno chwili, jej egzystencjalną i meta zyczną konsystencję. Ale wie też, że chwili ocalić się nie da, że nieuchronnie prze- mija. Chwila, tak jak i człowiek – jest śmier- telna. Czas, czas wszystko zmienia, jak słusz- nie śpiewał Bob Dylan. Możemy wracać do ulubionych miejsc, jeśli będą nam sprzyjały
okoliczności, ale przecież będziemy wówczas już choćby odrobinę inni. W międzyczasie umrze nam ktoś bliski, na świecie będą miały miejsce wojny i katastrofy. Dana nam chwi- la zachwytu nigdy precyzyjnie się nie powtó- rzy. W amerykańskich wierszach Lebiody do- chodzi nieustannie do styku piękna ze śmier- telnością uczestników tegoż piękna. Kartkując na chybił tra ł Bulwar Singera, tra amy na takie puenty wierszy: tylko tutaj odrodzisz się/ i umrzesz w jednej chwili (Jadąc autobusem z Port Authority); głęboko tak/ samotnie/ tak/ (...)/ jak mewa wpatrzona/ w toń/ jak sama/ śmierć (Mewa); życie i życie/ a później/ jed- naka/ zawsze osobna/ śmierć (Canal Street). Tym przeczuciom śmierci i grozy przemijania towarzyszy zachwyt. A zachwyt jest wzmożo- nym sposobem poznawania świata. To typo- we heideggerowskie połączenie trwogi i zdzi- wienia. Trwoga Heideggera, jak wiadomo, jest dogłębnym przeżyciem własnej śmiertelności i pojawia się po uprzednim otwarciu się pod- miotu na bycie. Trwoga ani otwartość na by- cie nie pojawią się u kogoś, kto właśnie zasta- nawia się, czy wziąć kredyt lub co zjeść na ko- lację. Trwoga jest stanem poetyckiego pozna- nia. I owo poetyckie poznanie prowadzi czę- sto do daleko idących wniosków meta zycz- nych, o których Lebioda we wspomnianym posłowiu powiada tak: „Patrzę na stada, za- woje, zwałowiska chmur. Myślę o sile, o Isto- cie, która to stworzyła. Czyż jakakolwiek reli- gia zdoła oddać wielkość i ogrom stworzenia? Czy jakaś postać boska, mająca rodowód ludz- ki, obdarzona ludzkim ciałem i ludzkim wy- glądem zdoła udźwignąć monumentalny cha- rakter ziemskiej kosmogonii?”. Odpowiedz- my: raczej nie, nie zdoła. Poeta też, w moim przekonaniu, udziela sobie takiej właśnie od- powiedzi i dlatego w swoich wierszach tropi
styczeń–marzec 2020 LiryDram 31