Page 18 - 03_LiryDram
P. 18

Nie słuchał. Trwał w gorączkowej pracy dla dobra idei. Nadal opracowywał melodie lu- dowe na głos i fortepian oraz publikował systematycznie artykuły, m.in. na łamach „Dzwonu Literackiego” czy „Biblioteki Warszawskiej”.
Z biegiem lat swoje zainteresowania roz- szerzył na grupy etniczne zamieszkujące Czechy, Łużyce oraz Prusy Wschodnie czy Słowację. Wzorem pasjonatów dziedzin nietypowych musiał jednak zarabiać na życie i przez ponad dziesięć lat czynił to jako urzędnik w kolei żelaznej warszawsko- -wiedeńskiej. Im więcej pól aktywności, typ większa skuteczność. Człowiek PRAWDZI- WIE twórczy realizuje się w wielu dziedzi- nach jednocześnie. Tak czynił też Kolberg podjąwszy w owym czasie systematyczne badania terenowe, początkowo na Mazow- szu, a następnie na całym obszarze nie- gdysiejszej Rzeczpospolitej oraz publikując w tym samym czasie artykuły o tematyce muzycznej oraz ludowej.
Pierwszy wielki sukces popularyzatorsko- -naukowy Kolberga datowany jest dopiero na przełom lat 1856/77. Od 1865 roku re- alizował koncepcje cyklu monografii regio- nalnych. Niewielu pamięta, że pasjonowały go nie tylko utwory ludowe, lecz również pieśni szlacheckie i mieszczańskie, również zapomniane –choćby na Podolu:
„E, pójdę-ż ja do mazura podajcie-ż mi ręce która, podajcie-ż mi obie ręce, niech się z wami raz obkręcę.
Jego zainteresowania tym obszarem za- owocowały kolekcją materiałów geogra- ficznych i historycznych z drugiej ręki, a na dodatek nie uściślił obszaru badane- go terenu. W materiałach zebranych przez
Kolberga niewiele jest wzmianek o Żydach podolskim, choć to właśnie na Podolu wy- kształcił się mistyczny chasydyzm i asymi- lancki frankizm. Niezwykle interesujący na tle jego działalności popularyzatorskiej wy- dawać się może tom poświęcony Wołynio- wi, którego powstanie okupił szczególnymi zmaganiami: trudnościami w znalezieniu języka z tamtejszymi chłopami, nieufno- ści żandarmów i perturbacji w karczmach. Podróż po tak dalekich zakątkach Ukrainy odbył raz – w roku 1862 i był to jego je- dyny, prawdziwy kontakt z Wołyniem. Ze- brał tam ponad kilkuset pieśni i melodii. Czynił skrupulatne notatki z wołyńskich obrzędów, szkice strojów, a także systema- tyzował baśnie i bajki. Jako człek wschodni podkreślam tu zamiłowanie Kolberga do wnikliwej analizy wszelkich odmian „kreso- wości” właśnie, a w przypadku wspomnia- nego tu Podola i Wołynia mamy do czy- nienia z istną skarbnicą wiedzy – również literackiej! Wśród wielu wołyńskich historii zapamiętałam cytowaną przez niego opo- wieść z okolic Zbarażówki nad rzeką Rosią: (...) Przed dwudziestu kliku laty zjawił się tam nie wiadomo skąd, jakiś Tatar i od razu zasłynął jako dochtór, tak bowiem lud tam nazywa durzących go szarlatanów. Ów dochtór każe pacjentowi lać wosk gorący w naczynie z zimna wodą i z tego rozpozna- je chorobę i jej symptomata, a nim przy- stąpi do kuracji, wyprawia rozmaite dziwne skoki, syczy jak wąż, skrzeczy jak żaba itd., potem wybiera jeden z trzech właściwych mu sposobów leczenia: okurzanie (dy- mem), kąpiel i biczowanie. Pierwszy z tych środków zależy na tym, iż okrywszy głowę pacjenta grubą płachtą, sypie na rozżarzo- ne węgle rozmaite zioła, których dym ma
16 LiryDram czerwiec 2014


































































































   16   17   18   19   20