Page 39 - 03_LiryDram
P. 39
mina jak Janek – Nieraz siadywał długo na werandzie i oczami pełnymi łez wpatrywał się w obszarpanych, wlokących się za ro- botą „barabów”, gdy grupami przechodzili koło naszego domu, schyleni jak widma.
Mówiąc o związkach Jana Kasprowicza z Podhalem wymienia się przede wszyst- kim Harendę. Przypomnijmy, że wcześniej przystanią poety był Poronin, mała wioska, której nazwa pojawia się przy końcu bio- grafii poety. Dowiadujemy się, że zmarł „na Harendzie w Poronine”. To nieprawda. Jan Kasprowicz zmarł w Zakopanem, którego dzielnicą była i jest Harenda.
W Poroninie zaczęła się przygoda poety z Tatrami. Stąd wyruszał na górskie wy- prawy. Tutaj je ukochał miłością dozgonną. Przyjeżdżał „na kwaterę” systematycznie przez trzydzieści lat. Uzyskał status prawie domownika w jednej ze znanych góralskich rodzin Mardułów – Gutów. W uznaniu za- sług i pozycji społecznej otrzymał wysoką godności – tytułu Obywatela Honorowego Gminy Poronin.
Poronin to lata marzenia poety o własnym „górskim domu”. Serdeczny przyjaciel Le- opold Staff już w roku 1906 odradzał mu zakup chałupy w Poroninie, a więc coś mu- siało być na rzeczy... Parę lat później, przy pierwszym przyjeździe z Marusią w Tatry decyzja została podjęta. Pozostało czekać na okazję i... pieniądze. Zakopane było zawsze miastem drogim do życia, a na robienie tutaj „większych zakupów”, czy- li nabywanie parcel i nieruchomości stać było arystokratów, właścicieli ziemskich, przemysłowców i ludzi wolnych zawodów jak lekarzy, czy prawników. Oczywiście lista jest niepełna...
Genialny artysta, uznany poeta, profesor, a nawet rektor uniwersytetu nie mógł sobie pozwolić na taki wydatek. Zamieszkiwanie w Poroninie, a nie w centrum Zakopanego też miało powód finansowy...
Marzenia lubią się spełniać w najmniej oczekiwanym momencie. Po kilkunastu la- tach szukania, kiedy Kasprowicz chory na cukrzycę z każdym miesiącem opadał z sił nadarzyła się wymarzona okazja. I to nie w Poroninie, a w Zakopanem – konkretnie – na jego obrzeżach. Na Harendzie był do sprzedażny prawie nowy (trzyletni), drew- niany dom z płazów. Kto nie był w nowym, góralskim domu, gdzie zapachy ludzkiego bytowania nie „weszły” jeszcze w ściany, a deski podłogowe i stropy nadal pachną żywicą, ten kto nie był w nowej góralskiej chałupie nie zrozumie, co mógł czuć Ka- sprowicz podczas pierwszej wizyty.
Właścicielką budynku była angielska ma- larka Winifrid Cooper, kobieta szlachetna i wrażliwa, uznawana przez miejscowych za dziwadło, a w mieście mająca opinię orygi- nała. Nieruchomość nabyła od miejscowego cieśli Jan Fudali Klusia, który, mając trochę grosza zarobionego w Ameryce postanowił zainwestować w deweloperkę.
Transakcja kupna – sprzedaży przeciągała się dramatycznie. Bynajmniej nie z powo- dów finansowych. Wsparcia udzielił Ka- sprowiczowi zaprzyjaźniony z nim od lat Władysław Kościelski właściciel Instytutu Wydawniczego Biblioteka Polska. Spora suma, bo aż 500 funtów szterlingów zosta- ła wypłacona poecie jako zaliczka na tłuma- czenie Szekspira.
Był rok 1923. Ekonomicznie czas bardzo niespokojny. W kraju postępowała inflacja.
czierwiec 2014 LiryDram 37