Page 20 - LiryDram_14-2017OK
P. 20

w moich objęciach po czym wszyscy bu- dziliśmy się w formie sopli upojne pożaro- we noce na strychu cudowne chwile czę- sto wracam w snach na to poddasze cie- kawe że śni mi się też działka inne miesz- kania nie Inowrocławska to inwazja pcheł i kobaltowe płytki w srebrnej łazience Gór- na to wielki remont choroba nowotworowa Rysia a najsympatyczniejszy czas to Chod- kiewicza a nigdy mi się nie śni ogród przy- jęcia pierwsza choinka Miśki gdyby nie to odśnieżanie no czas wysiadać
Koniec pracy
Ola kończyła wpisywać do inwentarza książki przywiezione z antykwariatu. Przez następne dni pewnie będzie je czuła w mię- śniach i kręgosłupie. Postanowiła jeszcze naszykować książki na jutro, aby zanieść do punktów bibliotecznych. Do szpitala na Wi- leńską i Poleskiego Ośrodka Sztuki na Krze- mienieckiej. Dźwiganie to część jej pracy. Czy ktoś by podejrzewał, że bibliotekar- ki muszą mieć taką kondycję. Na szczęście Ola ćwiczyła codziennie. Dzisiaj postano- wiła wracać przez Ogród Botaniczny. Jeśli tylko miała czas lubiła chodzić pieszo. Ruch był przyjemnością. Ułożyła wybrane książ- ki i spisała numery. Popijając drugą w tym dniu herbatę przeglądała plan i zeszyty. Na dzisiaj koniec. Po pożegnaniu ostatniego czytelnika i zrobieniu archiwizacji wyłączy- ły z koleżanką komputery i inne urządze- nia. Nareszcie. Schodząc po schodach oma- wiały plany na następny dzień. Pożegnały się i rozeszły w różne strony. Ola myślała już tylko o czekającym ją spacerze. Dobrze, że przewidująco włożyła wygodne buty. Za- częła przypominać sobie wiersz, który za- pisała nocą.
Człowiek drogi
Może nie opuszczać Podwórka bo wszystkie Galaktyki i tak utonęły
w wiaderku lub studni zawsze ma plecak zapakowany pod głową zasznurowane buty wytyczone szlaki
pośród linii papilarnych zmarszczek na sumieniach bardziej i mniej znajomych zapałki świece suchary paczkę ołówków
Nie pamiętała co było dalej. Sięgnęła do torby.
Zawsze gotowy do wędrówki Przysiada na skraju Wypatruje otwartych drzwi Gościnnego fotela
Poda dłoń chętny
Na wspólny spacer
Chwilę lub dłużej
Dopóki mgła nie opadnie Dopóki nie popełnisz błędu
Schowała kartki. Wędrowiec. Tak się czu- ła. Poprawiła torbę na ramieniu i ruszyła szybciej Krakowską w stronę Konstanty- nowskiej.
Ogród Botaniczny
Siedząc między dwoma stawami w ogro- dzie japońskim, przymknęła oczy. W tygo- dniu i o tej godzinie jest spokojnie. Nie ma tylu ludzi. Popatrzyła na wodę. Szybkie małe cienie drobnych rybek wędrowały stadami pod powierzchnią. Nagle poczuła się zagro-
18 LiryDram styczeń-marzec 2017


































































































   18   19   20   21   22