Page 57 - LiryDram_14-2017OK
P. 57

Koprowski: A ja bym zaryzykował od- wrócenie tej tezy. Każdy muzyk jest li- teratem? Można się nad tym zastano- wić. Choć mnóstwo dziś „tekściarzy”, któ- rzy powinni raz na zawsze porzucić pióro i wziąć się raczej za naukę gry na czym- kolwiek. Ale zgadzam się, że literatura od- żywa i przeżywa za sprawą muzyki. Dla mnie przede wszystkim w mądrym i inte- ligentnym – podkreślam: mądrym i inteli- gentnym – rapie (bardziej więc z zagranicy, choć nasz polski Łona jest tu doskonałym przykładem). Poza rapem cenię zaś m.in. Adama Nowaka z Raz, Dwa, Trzy, Grzego- rza Turnaua czy Jakuba Kawalca z Happy- sad. A także, uwaga, ciekawe liryczne wy- gibasy Piotrka Roguckiego z Comy. Zapład- nia moją wyobraźnię, poruszając do czucia i myślenia, co bardzo lubię, choć spotka- łem się z opiniami, że to naczelny grafo- man sceny. Nie zgadzam się. Cóż jednak, nie to ładne, co piękne, lecz co się komu podoba. Ja zaś bardzo lubię bardzo różne rzeczy. Czyli np. Toma Waitsa i Stanisława Staszewskiego, ojca Kazika. Kazika zresztą też. Skoro jednak poleciałeś awangardą, to zanurzę się w klasykę, którą kocham całym sercem. Jestem bowiem oldschoolowcem i uważam, że dziś już nikt nie potra  pi- sać tak, jak robił to chociażby Dostojewski – mój wielki idol. Ale też Tołstoj, Steinbeck, Tolkien, Tuwim, Leśmian, Przyboś, Pawli- kowska-Jasnorzewska, Szymborska czy fa- cet, którego poezję szanuję ogromnie, czyli ksiądz Jan Twardowski. Ale też nasz dzia- dek Jan Koprowski czy twój ojciec Bohdan Drozdowski. Lubię również poczytać Char- lesa Bukowskiego, Terry’ego Pratchetta, George’a R.R. Martina... A i szczególarza Marka Krajewskiego, dla którego za umie-
jętność oddania świata w arcymalowni- czych i przesmakowitych, choć niezwykle mrocznych klimatach (lubię to!) mam wiel- ką estymę. Długo jednak mógłbym wymie- niać mistrzów pióra, bo moja biblioteka li- czy kilka tysięcy pozycji. Pójdę więc raczej w obrazoburstwo i wsadzę kij w mrowisko, jako że nieprzystępny jest dla mnie jeden ze współczesnych „wieszczów” polskiej po- ezji, czyli Czesław Miłosz. Uwielbiany przez snobów, mnie nudzi do łez (od ziewania). Tutaj też skrzyżuję szpadę z tobą, bom pró- bował podejść do Eustachego Rylskiego i ni w ząb mnie nie bierze. Podobnie jak indy- widua, w których zaczytuje się starsza mło- dzież, czyli np. pan Pilch, Kinga Dunin, Syl- wia Chutnik, Rafał A. Ziemkiewicz albo – tfu – Tomasz Witkowski. Tudzież wielce popularny na świecie, acz równie preten- sjonalny Michel Houellebecq czy naczelny grafoman Paulo Coelho. Nie przemawia do mnie nijak współczesna nowomowa i to, co jest aktualnie modne. Bestialsko zarzyna- na proza nastawiona jeno na szokowanie czytelnika i oparta na językowej papce czy wiersze białe, obłe, nijakie, które pomiesz- czą w sobie wszystko, bazując na założeniu, że im coś bardziej jest niezrozumiałe, tym bardziej musi być poetyckie i meta zyczne. By-zy-du-ra! Tęsknie za klasycznymi ukła- dami, rymami, rytmem, melodią wersów, mądrym przesłaniem i polotem w lingwi- styce. Tęsknię za Koftą, Osiecką, Grechu- tą, Młynarskim! Co się stało z polskim pió- rem?! Niemniej przy krytyce poetyckiej, bę- dącej moją ukochaną pracą, którą wykonuję zawodowo z wielkim sercem, spotykam się coraz częściej z powrotem do stylów i kli- matów klasycznych, co ogromnie mnie cie- szy. Podobnie jak to, że ludzi bardziej lub
styczeń-marzec 2017 LiryDram 55


































































































   55   56   57   58   59