Page 55 - LiryDram_14-2017OK
P. 55

że do władzy dochodził PiSuar i urzędasy bały się podjąć jakąkolwiek wiążącą decy- zję, żeby nie dostać po łapach, gdy już do- bra zmiana się dokona. Tak czy owak zosta- liśmy sami i mimo pierwszej ligi polskich muzyków rapowych na scenie polecieliśmy w grube długi – całkiem prywatnie. Trzeba tu nadmienić, że jedyne, za to duże wspar- cie zaoferował nam szef „Angory” Miro- sław Kuliś, bez którego dwie edycje BRONX Hip-Hop Festiwalu najprawdopodobniej by się nie odbyły. Dzię-ku-je-my! Inna rzecz to grymaśna, rozlazła, rozleniwiona publi- ka, która woli zostać w domu z Fejsfakiem, Jołtjubkiem, piwem i dżointem w łapie, niż zapełnić salę jedynego w środkowej Polsce takiego wydarzenia. To skutecznie wyle- czyło nas z romantyzmu imprezowych bu- dów. W związku z tym następne, dwudzie- ste urodziny NTK będą znacznie bardziej kameralne. HOWGH!
Na koniec pytanie o niezwykle istotną kwestię, będącą podbudową i fundamen- tem zarówno mojej twórczości, jak i two- jej. A mianowicie literatura. Czym się za- czytujesz i co byś polecił tym coraz mniej licznym, którzy jeszcze wiedzą, co znaczy książka i wiersz?
Drozdowski: To w sumie zabawne, że ta- kie pytanie pada dopiero teraz – obaj gada- liśmy o rynku, muzyce, działaniach de fac- to managerskich, a prawie się nie zająk- nęliśmy o tym, że jesteśmy sto razy bar- dziej literatami niż muzykami. Nasi ojco- wie, dziadkowie się tym parali, widać nie można się po takim wychowaniu uwolnić od słowa. I o ile w kapeli zajmuję się ja- kimiś aranżacjami od strony produkcyjnej, umiem sobie wyobrazić kierunek, w jakim
chciałbym, żeby szło nasze granie, to prze- cież sam nie umiem na niczym grać i mu- simy się mocno wysilać, żeby chłopaki, którzy umieją, zrozumieli moje sugestie, wypowiadane językiem niemal kompletne- go laika.
Słowo jest dla mnie cholernie ważne, słowo buduje świat, jest przestrzenią mojej intym- ności. Rozumiesz, o co mi chodzi? Pisząc, znajduję się w miejscu, które jest tylko mo- je, które pozwala mi opowiedzieć o sobie, nawet nie w pierwszej kolejności ludziom, ale samemu sobie właśnie. Staram się nie walić chałtury; nigdy w poezji, nigdy w pró- bach prozatorskich, możliwie nigdy w kryty- ce, która jest moim zawodem, powinna się więc rządzić ciut innymi prawami, ale dbam o to, żeby i tak miała najwyższą dostępną mi jakość. I może dlatego w pierwszym odru- chu chciałem rzucić, że najbardziej mi w li- teraturze odpowiada młody Drozdowski. To nie buta, ale pewność własnego warsztatu i samokrytycznej selekcji. Piszę takie rzeczy, jakie chciałbym czytać.
Natomiast mówiąc o literackich autoryte- tach czy inspiracjach, mógłbym wymieniać długo, ale nie chcę wchodzić w wyświech- tane: oj, Dostojewski, Brodski, ach, a ten Baudelaire! Nawet może nie: a przecież Steinbeck, no i co byśmy bez Bursy. Oczy- wiście, że tak, każdy z nich tak, ale chy- ba ciekawsze są wybory nie z klasyki, ale współczesne, czasem przez to bardziej ni- szowe, nie poddane jeszcze próbie cza- su. Ojciec uczył mnie, że poezja jest sztu- ką selekcji, że tekst jest gotowy, kiedy nie pada w nim jedno zbędne słowo. Może ja nie byłbym tak ostry w sądach, choć on w często wybitny sposób potra ł to w swo- im pisarstwie realizować i jest dla mnie
styczeń-marzec 2017 LiryDram 53


































































































   53   54   55   56   57