Page 145 - LiryDram_17-2017
P. 145

żają, od kogo ów dar pochodzi. Wychodzi z niebytu i w niebyt odchodzi. Albo przy- chodzi z gwiazd i ku gwiazdom ulatuje...
***
Wigilijny wieczór. Oczy Felka wydają się zamknięte. Ale on zawsze jest czujny. Im mniejsza szparka kocich powiek, tym wię- cej możliwości widzenia niedostępnego ludzkiemu oku. Felix czuwa, oczekując bla- sku pierwszej gwiazdy. Wigilijnej gwiazdy. Wie, że blask ten ma inną moc, opromie- niającą niezwykłą jasnością każdy ułamek dobra rodzącego się w najbardziej nawet skrytych głębinach ludzkiego serca, ośle- piającą zaś bezlitośnie wszelkie ciemne si- ły, niedostrojonej wciąż jeszcze do dosko- nałości stworzenia, natury.
Felix – tak jak i inni nasi mniejsi bracia – posiada bliższą źródeł natury mądrość. To ona pozwala mu na instynktowne wyczu- cie owego momentu, w którym świat w noc wigilijną na ultrakrótki ułamek niepoliczal- nego czasu staje w miejscu, wstrzymu- je oddech, hamuje życiodajny krwiobieg... momentu, w którym właśnie rodzi się dla świata Nowe Życie. Felix instynktownie też wie, że w takim momencie możliwe jest do- słownie wszystko, a więc i to, by mniejsi bracia przemawiać mogli ludzkim głosem. – Tylko że ja nie mam takiej potrzeby – wy- jaśnia jej Felix, otwierając na chwilę sze- rzej oczy. – Przecież i bez tego świetnie się rozumiemy.
Ona też nie potrzebuje tego legendarne- go cudu. Inny cud jest światu w taką noc potrzebny. Ten ukryty w przesłaniu poko- ju i miłości promieniującym z betlejemskiej groty, czy też stajenki, której obraz przywo- łuje ludowa tradycja jej rodzimych stron.
Cud gromadzący wokół całe żywe stworze- nie. Jednoczący życie w każdym jego wy- miarze, dla poszanowania tego niepowta- rzalnego daru.
***
Nagle Felix, wyraźnie czymś zaniepokojo- ny, przybiera swoją charakterystyczną wy- czekująco-nasłuchującą pozę. Tak, ona też to słyszy. Piskliwe dźwięki dochodzą z ze- wnątrz, gdzieś jakby z krzaków porasta- jących wewnętrzną drogę wiodącą mię- dzy okolicznymi domami. Otwiera okno, teraz wyraźnie słyszy skamlenie psa. Nie, nie skamlenie, dojmujące, płaczliwe popi- skiwanie raczej. Jakby głos ów, choć słaby i wątły, miał zadanie przebicia się do czyje- goś sumienia, do czyjegoś serca.
Zjeżdża windą na dół, wychodzi na ze- wnątrz budynku, idzie za jakby słabnącym teraz już nieco dźwiękiem...
***
Leżał tuż pod murem na tyłach jej domu. Był jeszcze malutki, ale już nie całkiem szczenię. Najwyraźniej porzucony. Podrzu- cony światu w wigilijną noc.
Miał oczy zupełnie takie jak Billy. A na szyi miał piękną, misternie plecioną, wyraźnie nieco dla niego jeszcze za dużą, łańcucho- wą obróżkę...
* Ta wigilijna opowieść „pisała się” (bo opowieści wigilijne mają tę istotną właściwość, że same się piszą...) w roku 2012. Latem 2017 staruszka Kanela, po długim i chyba dobrym ziemskim życiu, uleciała do gwiazd...
październik–grudzień 2017 LiryDram 143


































































































   143   144   145   146   147