Page 21 - 02_LiryDram
P. 21

„czas marny”... Czas jest marny z racji naskórkowości naszego bytowania. Z ra- cji codziennego automatyzmu, w którym uczestniczymy, widocznego nie tylko w dążeniu do pieniądza, kariery itd., ale też automatyzmu obecnego w przyswaja- niu sobie wartości kulturowych, automaty- zmu wybierania tych, a nie innych filmów, sztuk, gustów estetycznych, narzucanych umysłowi tak perfidnie, że ci, którzy tej presji podlegają, nie mają tego świadomo- ści. Wydaje się im, że sami coś wybierają, a tymczasem – jak to Pani powiedziała – to ten „czas marny” wybiera za nich.
Jednak – wbrew tezie, że już nie ma pod- miotu (co od dłuższego czasu mówią filo- zofowie), ja wierzę w jego istnienie. I uwa- żam, że to właśnie owo podmiotowe „ja” nadaje czasowi odpowiedni wymiar: albo marny albo nie. To, co jest marne, można oddzielić od tego, co próbuje się przez tę marność przebić. A jeśli „ja” próbuję się przebić z moimi indywidualnymi warto- ściami przez „czas marny”, to on już prze- staje być taki marny.
Tak. To piękna postawa. Również bardzo mi bliska...
A jak – według Pani Profesor – wygląda kondycja człowieka współczesnego? Czy ten człowiek w wymiarze jego człowie- czeństwa jeszcze w ogóle istnieje? I czy nie jest tak, że sztuka współczesna po- przez sztukę zarysu, plamy itd. nie poka- zuje przypadkiem zagubienia ludzkości, bądź nie wskazuje na fakt, że tego czło- wieka już nie ma?
„Nie ma człowieka” – prawda. Istnieje mnóstwo dowodów na to, że człowieka jako pewnej idei już nie ma. Kultura współcze-
sna (o ile można ją jeszcze nazwać kultu- rą) głosi śmierć człowieka, pokazuje jego śmierć. Ale są poszczególni ludzie – Pani, ja, inni, którzy uparcie i systematycznie przychodzą do tego Teatru, pokazując, wbrew cytowanemu twierdzeniu, że są. Istnieją indywidualnie, a skoro tu czegoś szukają, to widać nie są tacy do końca „wy- drążeni” jak im się to imputuje.
Czy, Pani zdaniem, prawdą jest, że czło- wiekiem człowiek staje się dopiero w wy- niku spotkania z drugim człowiekiem?
To na pewno jeden ze sposobów. Bycie człowiekiem w relacji, w dialogu. Ale pod warunkiem, że dochodzi wtedy do prawdzi- wego spotkania. Często bowiem pomiędzy ludźmi zachodzi przypadkowa i nieprzemy- ślana (lub też przemyślana, pełna kurtuazji i blichtru) – rutynowa wymiana zdań. Taka udawana konwersacja nie ma nic wspólne- go z prawdziwą bliską więzią.
Długa jest droga od słyszenia do słucha- nia, od patrzenia do widzenia... Tutaj – w tym Teatrze – być może poprzez trady- cyjną formę przekazu i istnienia z innymi – dochodzi do uświadomienia sobie wagi i sacrum spotkania ludzkiego. Pamię- tam moje pierwsze kroki tutaj i pierw- sze obserwacje. Wchodziłam na spektakl, a w progu witał przybyłych sam Dyrektor – Andrzej Dziuk. Stał i z wielką serdecz- nością ściskał dłonie widzów, kierując ich do środka Teatru, tak jakby zapraszał do swojego domu.
Tak. Takie było od początku założenie.
A zatem już od samego początku docho- dziło tutaj do uświadomienia sobie miste-
luty 2014 LiryDram 19
fot. Marcin Szyndler


































































































   19   20   21   22   23