Page 69 - 02_LiryDram
P. 69

ołtarzem, dybami, kazalnicą, mównicą, am- boną, konfesjonałem, wiezieniem, czyśćcem, rodzinnym domem nad Wisłą, latawcem, pociągiem, wreszcie obskurnym barem, bo przecież pod zdechłym psem.
Gwiazdy, gwiazdy, przepuśćcie! pieśni szukam w tej pustce wylewam z butli czarnej
wino w pył planetarny,
ale milczą czeluście...
Podobnie wykorzystuję dwa, a właściwie trzy rekwizyty. Płaszcz, butelkę wódki i tomik wła- snych wierszy. To wszystko, co mam przy sobie podczas całego spektaklu. Płaszcz jest peleryną wieszcza, obrusem, całunem, kołdrą, trumną, pasek płaszcza staje się stryczkiem i wierzch- nim okryciem. Butelka wódki jest ofiarą, hostią, nałogiem, pacynką w rękach animatora. Książ- ka jest dowodem twórczości, staje się ukocha- ną córeczką, którą trzeba utulić na zasłanym liśćmi łóżeczku. W spektaklu mało jest „wznio- słości”, „górności” i „wieczności”. Znacznie bliższe będą widzowi obszary „nicości”, „nie- obecności”, pustki, rozpaczy, egzystencjalnej otchłani, tęsknoty. W liryce Broniewskiego, w wierszach, które wykorzystuję w monodra- mie, stosunkowo łatwo doszukać się licznych figur nieskończoności. Mówią o niej cisza, ciemność, noc, otchłań, kosmos, wzburzone morze czy gwiaździste niebo:
W morze spienione, w szumiące morze gwiazdy spadały i nikły.
Oto ci serce dzisiaj otworzę –
to przypływ, miła, to przypływ!
Istnieje tak naprawdę kilku Broniewskich, poetów tak różnych od siebie, że wydaje się
niemal niemożliwe, by objąć jednym życiem tak różne wiersze. Jest piewca społecznej rewolucji, jest zawiedziony ideologią pisarz rozliczający się z własną naiwnością, jest czołowy piewca Polski Ludowej, jest znako- mity liryk. Tym bardziej postać Władysła- wa Broniewskiego interesuje mnie, aktora, w monodramie o tym złożonym i nieodgad- nionym człowieku. Ale to, co jest dla mnie najważniejsze, to szczerość i wierność wła- snym przekonaniom, szczerość do końca, nawet taka, która może zaprowadzić pod stryczek, szczerość mimo bólu i cierpie- nia. Broniewski to poeta wielkich nadziei i gorzkiej rezygnacji. Poeta woli i miłości. Poeta nękany nałogiem i życiowymi drama- tami. To poeta ze wszech miar autentyczny, szczery, prawdziwy, choć w swej złożoności charakteru niemal nieuchwytny. Dlatego spektakl „Bar pod zdechłym psem”, któ- ry tak bardzo pragnął wystawić Krzysztof Kolberger, jest dla mnie szczególnym wy- zwaniem aktorskim, emocjonalnym. I bio- rę sobie mocno do serca słowa Krzysztofa Kolbergera, o których często przypomina mi Emilian Kamiński, reżyser spektaklu „Bar pod zdechłym psem”: Należy dążyć do osiągnięcia prostoty w mówieniu. Wszyscy moi mistrzowie podkreślali, że to najważ- niejsze, ale i najtrudniejsze. Trzeba mówić prosto, ale na tyle bogato i barwnie, by być interesującym emocjonalnie. Jestem akto- rem, który nawet jeśli nie pokazuje emocji, to ma je w sobie. Mówię po to, żeby poru- szyć, uruchomić przeżywanie. Ale nie boję się wzruszeń u siebie, one czynią mnie wiarygodnym i autentycznym. Czesław Mi- łosz powiedział: Jest taka granica cierpie- nia, za którą się uśmiech pogodny zaczyna. I o tym jest spektakl.
luty 2014 LiryDram 67


































































































   67   68   69   70   71