Page 156 - 37_Lirydram_2022
P. 156
domu. Ale żeby aż tak! Powinieneś mieć zakaz odwiedzania ojcowizny. I tyle. I zakaz kontak- tów z Bronkiem.
– To nie jego wina. Chociaż... on też wlazł. – Ale spadłeś tylko ty!
– Uratowałem go. Jak się gałąź załamała... Nie zdołałem się utrzymać.
– Tak, tak, bohaterze, znamy te wojenne opowieści. Co wam, stare dziady, porobiło się w głowy? No tak, młodość, młodość się przypomniała. Teraz jedz spokojnie. Ja pójdę przygotować dobry deser. Po południu przyj- dą Marzenka i nasze dziewczynki. Przyjdzie prawdziwa młodość.
– Poczekaj chwilę i posłuchaj. Napisałem taki wiersz. Dla ciebie:
Pozwól mi spojrzeć poza siebie
skoczyć w stare podwórko z niskiego jesz- cze piętra
Pozwól a popędzę drucianą kluczką obręcz po kocich łbach cwałującą pod batem czu- pryny
a strzelę ostro bramkę w czworobok trzepaka lub rozbiorę na części szybę od piwnicy Sąsiad skaleczy rękę i ze skargą pójdzie
gdy ręka mu tymczasem narośnie bandażem Będą śmiać się bo skarga przecież nie zagoi
Pozwól mi gdym dorosły odświętny
w długich spodniach
nikt nie zobaczy kolan czerwonych jak cegły.
Żona podeszła, objęła go bez słów, przytuliła
i wyszeptała:
– Piękny wiersz. Też cię kocham, sta...
– Dokończ, nie krępuj się.
Popatrzyła na męża ciepło i uśmiechnęła się, a w oczach pojawiły się figlarne błyski. Przy- garnął ją mocno, jak za dawnych lat, a ona pogładziła jego miękkie, przerzedzone włosy.
Horyzontem idzie kobieta. Przywraca powietrzu barwę, ustanawia ład.
Wstaje świt...
„Z nowym dniem wschodzę – nie ten sam. Nabieram w oczy brzasku i roznoszę jego rześką woń po rozespanym mieszkaniu. Bu- dzą się rzeczy – także i bardzo dawne, sta- re, schorowane. Skrzypią gderliwie. Wiele miałyby do powiedzenia... Próbują coś tam nawet za moimi plecami, ale wkrótce cich- ną, wtrącając się tylko z rzadka. Czują: krok mój staje się sprężysty, nieomylny; rozplątu- je pełgające sennie pajęczyny mroku, forsu- je zamaszyście barykady kolejnych progów. Przyklękają klamki u drzwi i okien. Z nowym dniem otwieram mieszkanie na świat. Uf- nie i zdobywczo. Nie poddając się żadnej złej wczorajszej myśli. Tak jakbym świat jeszcze raz stwarzał z nieposkromionej w sobie na- dziei – ciszy rozbłysku. Patrzę, unoszę ręce. Dyryguję.Rozlegasięświergotnadachach i drzewach. W dym skądś, zgubiony pośród taktów warkocz, wstępuje z mych dłoni naj- czystsza pieśń słońca”.
__________
Postacie w opowiadaniu są fikcyjne, wszelkie podobieństwa do osób przypadkowe. Prawdziwe są tylko cytowane fragmenty wierszy i poematu dramatycznego Puls Stanisława Nyczaja, pochodzące z okresu jego wczesnej twórczości.
154 LiryDram październik–grudzień 2022