Page 126 - Besson&Demona
P. 126
BESSON I DEMONA
użyty. Potem wywieziono go do Niemiec. Sánger zrobił na mnie przeciętne wrażenie, natomiast stado matek przedstawiało się ciekawie. Wyróżniały się importowana z Anglii młoda Bochnia, Bourette i Schwarzgelb z Niemiec oraz doskonałego pocho- dzenia Guntur, Hiroszima, Isia, Kamarylla, Oranżada i młode Presja i Purpura. Ale już lokalizacja stadniny w środku podwórza gospodarczego i same stajnie robiły nie najlepsze wrażenie.
Wróciłem do Kozienic o wiele bogatszy w doświadczenia. Te włoskie klacze napraw- dę robiły wrażenie i tak sobie pomyślałem, że konkurować z ich potomstwem będzie trudno. Imponująca była stadnina w Racocie, a zwłaszcza rozmach, z jakim dyrektor Kurowski próbował naśladować Trakeny.
WIEDZIAŁEM, CO TRACĘ, NIE WIEDZIAŁEM, CO MNIE CZEKA
W tym czasie zostały upaństwowione wszystkie konie na torze oraz jesz- cze istniejące stadniny prywatne. Zostałem oddelegowany przez Naczelną Dyrekcję, aby przejąć stadninę z Dańkowa od pana Janasza i zabrać konie do Kozienic. Czułem się w tej roli bardzo niezręcznie, a pan Janasz i jego pracownicy mieli zapewne po- dobne odczucia jak ja w 1945 roku, kiedy bezradny patrzyłem, jak Sowieci wyprowa- dzali nasze klacze ze stajen. Do Kozienic tra ły wówczas Argilière, Rosa Nera, Lauma, Róża II i Flying Rose, natomiast z Horyni Arras i Pink Pearl poszły do Iwna.
Byłem również wyznaczony do komisji, która miała przejąć konie prywatne, będące w treningu na torze, ale jakoś udało mi się z tej funkcji wykręcić.
Do pracy w Kozienicach został przyjęty na masztalerza Władysław Kita, który przed wojną był drugim furmanem u Zamoyskich. W Trzebieniu przeszedł dobrą szko- łę furmańską, miał też doskonałą rękę do koni. Został więc w Kozienicach maszta- lerzem powożącym. Miał tylko jedną wadę: od czasu do czasu lubił wypić. Nie pa- miętam, z jakiej okazji (pewnie 22 lipca) stadnina konno brała udział w pochodzie. Po tej uroczystości masztalerze zaopatrzyli się w alkohol i w dyżurce wypili po kieli- chu. Wówczas doszło do sprzeczki między Kitą a podkoniuszym (sekretarzem POP). Sprzeczka zakończyła się rękoczynami, czyli podkoniuszy dostał po buzi. Oczywi- ście pobiegł do komitetu na skargę i zrobiła się awantura polityczna. Próbowałem to jakoś załagodzić i namawiałem ich do pogodzenia, ale komitet twardo żądał zwol- nienia Kity. Żal mi było stracić doskonałego pracownika i porządnego człowieka. Wie- działem już, że będę przeniesiony do Mosznej. Pojechałem zatem do Warszawy i za- łatwiłem jego „karne” przeniesienie z masztalerza na podkoniuszego do stadniny w Mosznej.
– 124 –