Page 148 - Besson&Demona
P. 148
BESSON I DEMONA
współpracę z wielkim autorytetem hodowlanym. W rezultacie wszystko układało się dobrze, a pan Grabowski w bardzo wielu wypadkach zostawiał mi wolną rękę. Ja z ko- lei, trochę dla kurtuazji, uzgadniałem z nim ważniejsze sprawy.
Z miejsca postawiłem sprawę przejęcia Wawrzyńcowic na wychów młodzieży pełnej krwi, dla której brakowało miejsca w stajniach, oraz pastwisk. Niestety zapadła decy- zja, że młodzież ordzka też ma być wychowywana w Mosznej, tzn. ogierki w oddzia- le Urszulanów, a klaczki w Wawrzyńcowicach. Dla klaczek ordzkich przeznaczyłem dwie stajnie po obu stronach stodoły, a górną (dawną owczarnię) przerobiliśmy na stajnię boksową. Te trzydzieści dwa boksy na razie wystarczały dla roczniaków pocho- dzących od trzydziestu czterech klaczy pełnej krwi.
Pozyskanie Wawrzyńcowic przynajmniej dla młodzieży było wielkim zwycięstwem, mieliśmy w ten sposób zapewnione bardzo dobre warunki dla wychowu roczniaków. Pastwiska w Wawrzyńcowicach miały wielki atut – jeśli przychodziła susza, ich znacz- ną część można było nawadniać.
Nadeszła zima – w stadninie to najciekawszy okres, zaczynają się bowiem porody, a od 10 lutego – próby i stanówka.
JAK IM WŁOS Z GŁOWY SPADNIE, TO CIĘ ZASTRZELĘ!
Pilnowałem remontu i przebudowy stajni w Wawrzyńcowicach, miałem bo- wiem nóż na gardle – brakowało pomieszczeń dla źrebiąt urodzonych w 1952 roku. Wskutek licznych poronień i padnięć z rocznika 1951 pokryte były trzydzieści cztery klacze, cztery jałowiły, cztery poroniły – dwie bliźnięta. Urodziło się i odchowało dwa- dzieścioro pięcioro odsadków i nie było mowy, aby zmieściły się w Mosznej.
Odsad przeprowadzony był grupami w zależności od wieku i rozwoju. Wieczorem lo- kowaliśmy po dwa źrebaki do boksu, ustawiając je w czwartej stajni, matki zaś prze- nosiliśmy do grupy klaczy jałowych, do pierwszej stajni. Następnego dnia rano odsad- ki wychodziły z pozostałymi klaczami i ich przychówkiem. Po dwóch, trzech dniach były przyzwyczajane do nawiązania. I tak postępowało się z kolejnymi źrebakami, aż zostały dwa najmłodsze. Te odsadzane były wówczas, kiedy najstarsze już sobie do- skonale dawały radę same.
Pewnego dnia wieczorem zatelefonował do mnie dyrektor Gościcki z wiadomością, że przyjechał płk Arkuszewski i że rano muszę się zgłosić do biura, mamy bowiem jechać z nim do Prudnika do Powiatowego Komitetu PZPR. Wizyta Arkuszewskiego w komite- cie była bardzo pożądana, ponieważ zarówno I sekretarz, jak i sekretarz rolny dawali się we znaki zwłaszcza dyrekcji, ja zaś siedząc w Mosznej, na szczęście pozostawałem nieco w cieniu.
Punktualnie o ósmej czekałem przed biurem. Chevrolet – demokratka już stał goto- wy, a za kierownicą Jakub Ostabczuk. Po chwili w drzwiach ukazał się pułkownik. Był
– 146 –