Page 165 - Besson&Demona
P. 165
trzech stajen wyścigowych i ostatecznie wycofaliśmy z hodowli Sonnenordena, natomiast większe plany mieliśmy w stosunku do Dorpata i Sygneta. Kilka klaczy miało pojechać do Aquino. Niestety, jedna czy dwie przed sezonem kopulacyjnym poroniły, więc zrezygnowaliśmy z wysyłki do Kozienic, nie chcieliśmy bowiem przenieść zarazków. Nieliczne ronienia zdarzają się w każdej stadninie, dlatego nie robiliśmy z tego wielkiego problemu.
ZMIANY, ZMIANY, ZMIANY...
Rok 1956 przyniósł duże zmiany personalne i organizacyjne. Pan Jan Grabow- ski przeniósł się na uczelnię do Szczecina, dyrektor Stefan Gościcki został odwołany, a jego stanowisko objął Jan Małecki. Siedziba dyrekcji nadal znajdowała się w Prud- niku. Po dwóch latach nastąpił ponownie podział przedsiębiorstwa. Moszna była te- raz samodzielną jednostką z gospodarstwami Moszna, Radostynia, Lisy i przejętymi z POHZ Głogówka – Kujawami. Prudnik natomiast pozostał ze swoimi gospodarstwa- mi. Fiordy przeszły do Mosznej, a do Prudnika przeniesiono murinsulany ze zlikwido- wanej stadniny w Krosnowicach. Dyrektorem stadniny w Mosznej został inż. Tadeusz Grządkowski.
Dyrektor Grządkowski zaczął wprowadzać swoje porządki. Miałem wówczas mocno ugruntowaną pozycję zarówno w Mosznej, jak i w Centralnym Zarządzie Hodowli Koni w Warszawie, co niezbyt odpowiadało mojemu nowemu szefowi. W czasie gdy przeby- wałem na zawodach w Bukareszcie, odsunięto mnie od bezpośredniego kierowania stad- niną. Zostałem przeniesiony na stanowisko agronoma, a hodowlę koni podporządkowano kierownikowi gospodarstwa Moszna Zbigniewowi Krzaklewskiemu. Zabrakło w stadninie koniuszego z prawdziwego zdarzenia. Te nowe porządki wkrótce zrodziły wiele proble- mów, łącznie z poważną chorobą odsadków. Krzaklewski zrezygnował wówczas z pro- wadzenia stadniny i siłą rzeczy wróciłem na swoje stanowisko. Z czasem moje stosunki z dyrektorem Grządkowskim ułożyły się i współpraca przebiegała poprawnie.
PO KAŻDYM DZWONKU SZEDŁEM JAK NA ŚCIĘCIE
Zimą 1957 roku wróciłem do domu z zawodów w Zakopanem, gdzie star- towałem z Argunem i Bessonem. W stadninie rodziły się zdrowe i dobre źrebięta i nic nie wskazywało na klęskę. Urodziło się dziewięć zdrowych źrebiąt, a potem... rozpacz. Albo klacze roniły, albo rodziły się źrebaki niezdolne do życia. W sumie po- roniło jedenaście klaczy i padło dziewięć źrebaków.
Sygnał z porodówki oznaczał następne nieszczęście. Po każdym takim dzwonku sze- dłem tam jak na ścięcie. Przyjeżdżali lekarze z Wrocławia, Warszawy i Lublina, ale nie
– 163 –
...O HODOWLI