Page 241 - Besson&Demona
P. 241
Wzimie zapadła decyzja o zorganizowaniu mityngu przyjaźni z NRD. Zawody miały się odbyć w Sopocie, a tydzień później w Warszawie na Służewcu. Ter- min został ustalony na początek lipca.
BARAK SIĘ TRZĄSŁ, A Z NIM NASZE ŁÓŻKA
Mityng poprzedziły zgrupowania: jedna grupa trenowała w Kwidzynie pod okiem mjr. Leona Kona, druga zaś w Sierakowie. Tą opiekował się płk Karola Rómmla. Na czerwiec zaplanowano centralne zgrupowanie w Sopocie, które miał prowadzić płk Rómmel. Na zgrupowaniu mieli się znaleźć najlepsi z tych dwóch zgrupowań oraz po- wołani jeźdźcy indywidualni: Kazimierz Stawiński, Czesław Matławski, Jerzy Grabowski, Edek Perzyna, Maciek i ja. Ponieważ Maciek nie miał konia, więc oddałem mu mojego Arguna. W związku z tymi zawodami ostrzejsze treningi rozpoczęliśmy wczesną wiosną. Konie pracowały dobrze i na zgrupowanie do Sopotu przyszły w dobrej formie. I znów zgrupowanie i zawody zorganizowane były pod egidą LZS. No cóż, warunki do przygo- towań mieliśmy skromne, a nawet, co tu kryć, trudne. Byliśmy bez luzaków, więc cały obrządek, karmienie, czyszczenie, wyrzucanie obornika, dowóz i składowanie paszy spo- czywało na naszych barkach. Nasz dzień zaczynał się pobudką o godz. 5.30, o 6.00 kar- mienie i obrządek, 7.30–8.00 czas na mycie, czyszczenie butów itp. 8.00 – śniadanie, 9.00–12.00 treningi, 12.00 – karmienie, 13.00–14.00 obiad, 15.00 – prace porządkowe, 17.00–18.00 – spacer koni, czasami w wodzie wzdłuż brzegu morza, 18.00–19.00 – wie- czorny obrządek i karmienie, 19.00 – kolacja. Spaliśmy w baraku za trybuną w wielo- osobowych pokojach na piętrowych łóżkach. Barak stał tuż nad torem kolejowym. Kiedy przejeżdżał pociąg, ten nasz dom się trząsł, a z nim nasze łóżka.
Trzeba było naprawdę dużego samozaparcia, aby to wytrzymać. Podziwiałem mo- ich kolegów dyrektorów, którzy, przyzwyczajeni przecież do pewnego komfortu, bez szemrania, na równi z wszystkimi, stosowali się do narzuconego nam reżimu. Jedynie Kazio Stawiński miał do swoich koni luzaka.
– 239 –
... O SPORCIE

