Page 52 - Besson&Demona
P. 52
BESSON I DEMONA
Nie mam wprawdzie
w zbiorach dokumentacji moich upadków podczas nauki jazdy, ale tak to mogło wyglądać... Karykatura z „Grand National Steeplechase” opublikowana
w 11. numerze
„Jeźdźca i Hodowcy”
w roku 1935.
(Ze zbiorów PZHK)
bardzo męczące, tym bardziej że zamiast w siodle, siedzia- łem na derce lub czapraku. Po paru takich wyprawach ojciec zdecydował się na uzbrojenie mnie w nieco lepszy sprzęt jeździecki. Normalnego sio- dła jednak nie dostałem, aby w razie upadku noga nie zo- stała mi w strzemieniu. Dosta- łem gapkę (miękkie siodło bez łęku, niestety pokryte śliską skórą) oraz ruchome strzemio- na na pasku leżącym na wierz- chu gapki. Mogłem się unosić, ale o wsiadaniu po strzemie- niu nie mogło być mowy. Mu-
siałem idealnie utrzymywać równowagę – kiedy tylko mocniej naciskałem na jedno strzemię, przeciwne wypychało mnie do góry. Wiele razy z tego powodu wyleciałem z siodła i lądowałem wraz ze strzemionami na ziemi. To piekielne urządzenie nauczyło mnie utrzymywania równowagi i mocnego dosiadu, musiałem bowiem z niego korzystać przez parę lat, nawet startując na o cjalnych zawodach. Dosyć szybko nauczyłem się anglezowania, jednak ze względu na bardzo drobny kłus mojej kucki złapałem taki sposób uno- szenia się, że co drugi krok siadałem w siodło. Po jakimś czasie dowiedzia- łem się, że tak anglezują dżokeje amerykańscy. Początkowo ojciec próbował zmienić mój system, ale przekonawszy się, że na normalnym koniu anglezu- ję prawidłowo, pozwolił mi w ten sposób jeździć na Baby.
Jeśli nie jeździłem z ojcem, to z moim kolesiem Cześkiem dosiadaliśmy kuców – ja Baby, a on Baśki – i robiliśmy wyprawy do okolicznych lasów. Któregoś lata w parku, w alei grabowej, ustawiliśmy tor przeszkód. Były to własnoręcznie zrobione dwie, a potem trzy przeszkódki niespełna pół- metrowe, z obrzynków tartacznych. Kiedy kuce już swobodnie je pokony- wały, podnosiliśmy wysokość o pięć centymetrów i tak aż do wysokości metra, czyli prawie takiej, jaką miały nasze „wierzchowce”. Byliśmy bar- dzo przejęci. Na pokaz skoków zaprosiliśmy rodziców. Wszystko udało się nadzwyczajnie, zwłaszcza Baby dobrze skakała. Rodzice wymienili mię- dzy sobą uwagi i chyba wówczas zapadła decyzja o przesadzeniu mnie na normalnego konia.
– 50 –