Page 73 - Besson&Demona
P. 73
OSTATNIE WAKACJE W WOLNEJ POLSCE
Większość wolnego czasu spędzałem albo w stajni i na padokach ze źrebięta- mi, albo na przejażdżkach konnych, albo jeżdżąc zaprzęgiem po polach i lesie, czasami obserwując zwierzynę. Do gimnazjum uczęszczałem w Kielcach, skąd wiosną i jesie- nią w soboty po lekcjach dojeżdżałem do domu, aby trenować i uczyć się jazdy konnej. W niedziele wieczorem wracałem do szkoły.
Przyszło lato 1939 roku, rozpoczęły się wakacje. Nie miałem pojęcia, że to moje ostat- nie wakacje w wolnej Polsce. W sierpniu atmosfera była już bardzo napięta. Stale mó- wiło się o wojnie, ale my młodzi nie bardzo w to wierzyliśmy.
Komisja Remontowa nr 3 w Miechowie 27 sierpnia kupowała konie dla wojska. Na ten zakup wysłaliśmy sześć koni – trzy siwe klacze i trzy kasztanowate wałachy. Do Mie- chowa pojechaliśmy z ojcem. Wszystkie nasze konie zostały przez komisję przyjęte. Nagle przewodniczący komisji płk Kulesza przerwał nabór, został bowiem wezwany do telefonu. Po kilku minutach wrócił i ogłosił, że w związku z napiętą sytuacją politycz- ną połowa wybranych koni zostanie odebrana, a połowę właściciele według swojego wyboru mają wycofać. Ojciec wycofał trzy klacze, a trzy kasztanowate wałachy zostały przydzielone do 5. Pułku Strzelców Konnych do Dębicy. Odbiór koni miał nastąpić na- zajutrz. Wróciliśmy z ojcem do domu, a następnego dnia rano pojechałem pociągiem do Miechowa. Załatwiłem formalności przekazania i załadowania koni i przed wieczo- rem wracałem do domu. Ani tych koni, ani pieniędzy za nie nikt więcej nie widział. Nie wiedzieliśmy też, czy zdołały dojechać do Dębicy i tra ć do koszar.
Nie miałem bezpośredniego połączenia powrotnego i musiałem przesiąść się w Tunelu na pociąg jadący z Katowic. Pociąg wjechał na stację szczelnie wypełniony pasażerami – zmobilizowanymi poborowymi oraz wracającymi z urlopów i wakacji. Pełno było doro- słych i dzieci. Nagle w oknie zobaczyłem moje dwie młodsze siostry i czworo kuzynów Rudzińskich. Siostry spędzały dwa tygodnie u kuzynostwa w Osieku koło Oświęcimia, ale niepokojące wiadomości skłoniły wujostwo do wysłania dzieci wraz z moją ciotką do Słupi, która wydawała się bezpieczniejsza, bo położona znacznie dalej od granicy nie- mieckiej niż Osiek. Jakoś udało mi się wcisnąć do tego wagonu i razem przejechaliśmy dwie stacje do Sędziszowa, a stamtąd już końmi do domu.
30 i 31 sierpnia nerwowo nasłuchiwaliśmy przy odbiornikach radiowych. Naiwnie chcieliśmy wierzyć, że być może ta wojna nas ominie. Pierwszego września o szóstej rano wszedł do mojego pokoju ojciec i powiedział: „Wojna!”. I jeszcze: „Nie wiem, jak się nasze losy potoczą, ale od dziś przestałeś być dzieckiem, musisz opiekować się matką i siostrami”. Nie pamiętam, co odpowiedziałem. Ale nagle zdałem sobie spra- wę, że skończyło się moje cudowne dzieciństwo, moja pełna sportowej pasji wczesna młodość. Mój czas niewinności.
***
...O RODZINIE