Page 96 - Besson&Demona
P. 96
BESSON I DEMONA
Düllerowi ordynans przynosił posiłki do pokoju. Okazało się, że major jest muzykal- ny. Pewnego dnia zapytał, czy mógłby dostać do pokoju pianino. Potem często na nim grywał (zupełnie przyjemnie).
Niemcy mieli duży zapas francuskich win i on nimi nie gardził. Po takiej degustacji w mjr. Düllera wstępowała fantazja wyrażająca się nie tylko grą na fortepianie. Pew- nego dnia, po szczególnie intensywnym kosztowaniu, major kazał sobie przyprowa- dzić swoją osiodłaną klacz, wprowadził ja po kilku schodkach i jeździł w holu wkoło stołu. Wybryk ten zdarzył się raz, na drugi dzień bardzo przepraszał.
W naszej stajni wyjazdowej stały jego trzy konie: siwa piękna klacz pochodząca z armii polskiej, hanowerski wałach dobrze skaczący i wschodniopruski wałach jego or- dynansa. Przy bramie stała warta, tak że byliśmy dobrze pilnowani. Późną jesienią, gdy front stał już na Wiśle, cała partyzantka działała w wąskim pasie między Wisłą a grani- cą Generalnej Guberni. W lesie było więcej partyzantów niż sosen. Został wydany roz- kaz o częściowej demobilizacji na okres zimy. Wówczas wielu młodych ludzi, głównie w drodze do Krakowa, przechodziło przez nasz dom. Byli zaopatrywani w przepustki wydawane przez Düllera, informujące, że jadą do... (tu wpisywana była nazwa miejsco- wości) i są pracownikami Gut Słupia. Między innymi po częściowej demobilizacji II dy- wizji i rozwiązaniu jej zwiadu konnego do naszego domu tra li przyjaciele ojca i moi konkurenci z okresu przedwojennego – dowódca rtm. Pobóg – Karol Wickenhagen i jego syn ppor. Kraska – Stachuś Wickenhagen oraz Stanisław Wyganowski. Pierwsi dwaj po wojnie wyemigrowali do Argentyny, tam byli trenerami czy instruktorami jeździectwa. Niestety, obaj od dawna nie żyją. Karol uległ śmiertelnemu wypadkowi w czasie skoku przez przeszkodę, a Stachuś zmarł na nieuleczalną chorobę.
Natomiast Stanisław Wyganowski był pierwszym po wojnie prezydentem Warszawy. W grudniu 2009 roku obchodził uroczyście dziewięćdziesiątą rocznicę urodzin, cie- sząc się wspaniałym zdrowiem.
Kiedyś przy okazji wypisywania przepustek Düller powiedział do mojego ojca czy wuja: „Musicie być bardziej ostrożni, bo Hitler jest jeszcze mocny, a Oświęcim blisko”. Do- skonale musiał się orientować w całej sytuacji, ale udawał, że tego nie widzi. Na pewno wielu z nas właśnie jemu zawdzięcza, że nie tra liśmy do Oświęcimia.
KTÓRY TWÓJ SYN?
Latem1944 roku mój brat Roman, który gospodarował w Krzyżanowicach, wy- jechał na urlop, więc go zastępowałem. W celu doszkolenia przed egzaminem na stopień podchorążego do Krzyżanowic przyjechał Tomek Ostrowski, z którym w po-
– 94 –